„Wiesz, że nieprawdą byłoby, i wiesz, że kłamcą okazałbym się, gdybym
powiedział ci, że wyżej już nie da się wznieść…”. Kolejny raz miałeś rację
Panie Morrison… Kolejny już raz… Chciałbym przebić się przez barierę znaczeń i
przekazać kilka ulotnych myśli, które tłukły mi się w trakcie bałkańskich
zmagań ze sobą. Kto obejrzał choć jeden film Kusturicy, wie już, o czym chcę
opowiedzieć i czego tak naprawdę szukałem. Można to zrobić motocyklem,
samochodem, samolotem. Ha ha, ja wybrałem środek transportu, który da mi czas
na zmierzenie się z obrazem, bezcenną wartością, którą syci się wojownik w
podróży. A, co ważniejsze ułatwi kontakt z ludźmi, których tak bardzo chciałem
poznać.
Tak więc po 4 miesiącach
przygotowań, niespełna tygodniu pakowania sakw, godzinach spędzonych na
planowaniu trasy przyszedł czas „siodłać rumaka”. Chorwacja, 16 IX 2012r.,
Karlovac, dokucza mi jeszcze zapalenie ucha, 12-sty dzień na antybiotyku,
jeszcze tylko 2. Już czas. Mój juczny hucuł (patrz – rower) waży bez pojenia
ok. 46 kg,
jeszcze tylko woda, więc 48 kg.
„Szalony jeździec – nocy smak” 91
kg, razem smutne 137… Cholera, co ja tam napchałem? Wytrzyma?
Chyba musi… Wszystko spoczywa na wąskich, szosowych oponach 28C, w które wtłoczyłem 6,4
bara polskiego szaleństwa. Pierwsze kilometry dały do zrozumienia, że łatwo nie
będzie. Kierunek wybrzeże i oswajanie się z myślą, że to już, że właśnie się
zaczyna ten szczególny czas. Czy prawdą jest, że w miejscu, gdzie miał stanąć
namiot, na pierwszy nocleg, poprzedniej nocy przechadzał się miś? Toż to nasz,
słowiański, przecież zawsze można się dogadać, na wymianę za własną duszę też
by się przecież coś znalazło… Nie pozwolili, więc nocleg na kwaterze. Dziękuję
Ci Nevena za ciepłe przyjęcie i gest gościnności. Minął drugi dzień, jakoś
kończą się płaskie odcinki, o co chodzi? Mapa tego nie wyjaśnia.
Trzeciego dnia Pula zdobyta! I
leniwy pomysł, że czas na prom. O świcie wygodny fotel i cel podróży Zadar.
Płyniemy, o świcie popadam w zadumę, w którą wprowadzają mnie chmury, osaczające
nas ze wszystkich stron. Smutek? Zdecydowanie NIE! Zadar wita tymi sami
chmurami i nie napawa optymizmem. A dzielny rumak cały pokryty został adriatycką
solą. Kierunek południe. Pierwsze krople wieczornego deszczu wymuszają szybką
decyzję. Namiot – nie. Szukamy schronienia. Mój nieprzeceniony w podróży kompan
daje znak. Goran Grbelja zaprasza nas. Nie mogę nie przywołać tu smaku świeżych
fig w trudzie zdobytych i z uśmiechem ofiarowanych mi, przez ten tajemniczy
byt, z którym dzieliłem tą szczególną drogę… Goran to były zawodnik kolarstwa
górskiego, jego spokój poraża mojego niespokojnego ducha. Wspaniały wieczór,
rozmowy o niczym, o wojnie, o życiu. Trudno się rozstać z kimś tak spokojnym,
Goran na pamiątkę robi nam prezent w postaci T-shirt’u z jego fotką ze startu w
zawodach w 2005r. w Vodicach. Będę ją nosił z dumą! Dzięki Goran! Nic więcej
nie przychodzi mi do głowy.
Kolejnym etapem jest Split, gdzie dowiedziałem
się, że namiot można rozbić w zupełnej ciemności, na betonie, przy użyciu 5 pustaków…
Za wszystko inne zapłacisz kartą M…. ha ha. Tego dnia padł rekord,
przejechaliśmy ponad 145 km.
23 IX 2012r. radość czyni nam znak Dubrovnik. Zwiedzanie miasta; męczy mnie
ilość turystów, którym wszak jestem sam. Następnego dnia zaczyna się to, co
tygryski lubią najbardziej, choć jeszcze płaski odcinek, to wiedzie właśnie
tam… Witaj Bośnio, witaj Hercegowino! Znów zastał nas w drodze wieczór, o
ironio… Na zadbanym trawniku, w miejscowości Dracevo, pozwala nam zanocować
pewien starszy człowiek. Jeszcze nie wiedziałem, jak głęboką bruzdę uczyni on w
mojej świadomości. Jednak nie nocujemy w namiocie, gospodarz zaprasza nas do
domu, jednoznacznym gestem wskazuje pokój, wyciąga czystą pościel. I zmagania,
by w konglomeracie polsko – rosyjsko – słowackim uchwycić sedno przekazywanej
treści. Po godzinach milczenia w drodze, tyle chciałem Ci powiedzieć drogi
Risto! Nie będę kłamał, że niemałe zasługi miała tu również chorwacka rakija i
bośniacka loza.
Następnego dnia Medugorje, cudna
starówka Mostaru, centrowanie koła i powrót do Rista Vulety. Bo jak nie wrócić
do osoby, dzięki której czuję, że różnice kulturowe, religijne i dzielące nas
półwiecze to tylko narzucony, obcy szablon mentalny. Risto, dzięki Ci za smak
Jugosławii, serdeczność i szczerość. Trudno było się rozstać z takim człowiekiem, jak
Ty. Czy ja potrafiłbym być tak otwarty dla obcych ludzi? Musimy się rozstać 25
IX, ale przedtem 80-letni Risto serwuje nam posiłek, który z całą pewnością
pozwala nam pokonać 22 kilometrowy podjazd za Mostarem, ze wzniosami 15%.
Potrzebowaliśmy 3,5 godziny, a temperatura w granicach 31 nie pomagała. Za to upragniona
wreszcie cisza i w zasadzie brak ruchu drogowego rekompensuje trud podjazdu. Na
tego typu odcinkach czułem się jak atrakcja turystyczna, mijane twarze
przywodziły na myśl obrazy Witkacego, do dziś dnia nie wiem, co ze mną było nie
tak.
27 IX nocujemy gościnnie tuż przy
czarnogórskiej granicy. Moja radość rośnie, bo nazajutrz perspektywa jazdy kanionem
Pivy. Zachwycają widoki, nawet czas jakby się rozleniwił. Wijąc się wraz z
rzeką pokonujemy ponad 60 tuneli, z których kilka otacza nas absolutną głębią
ciemności… Dziwne uczucie, ale jakby znajome … Zmysły wariują i nie mogę
przezwyciężyć uczucia jazdy po lekko kołyszącej się tafli wody, brr. Około 14
zaczynamy wspinaczkę w stronę parku Durmitor. Tę część drogi długo zapamiętam,
z powodu wyczerpania zapasów wody, napięć wewnątrz drużyny i jedynej odmowy napełnienia
bidonu. Cudowna, kojąca i najcieplejsza noc na hali przed Durmitorem. Owce, barany
zostały właśnie spędzone, dźwięki dzwonków oddalają się, a „scenę” zalewa absolutna
cisza, tylko skąd to ukłucie melancholii? Kolejny piękny dzień rowerowej
wspinaczki. Chcąc zakupić „velmi kvalitetny syr” zatrzymujemy się w parku
Durmitor przed bacówką. To z pewnością były najpiękniejsze 3 godziny spędzone
podczas naszej wyprawy, a darmo byłoby silić się wyjaśnić to, co słowa mogą jedynie
zepsuć. Cudny był to czas. I już mijamy Żabljak, i po niedługim czasie wita nas
kanion Tary, drugi pod względem głębokości na naszej pięknej ziemi. I już
nocleg gdzieś w namiocie. Poznaliśmy mistrza Jugosławii w boksie, w kategorii
do 91 kg.
30 IX pomagam naszej gospodyni
objuczyć konia, udaje się bowiem w trzy dniową podróż do swojej siostry, w
góry… Czekała na nas, z kawą. Ciągle intryguje mnie, skąd pochodził blask
bijący z jej oczu, nie potrafiłem zapytać. Pędzimy w kierunku Podgoricy, którą
po 121 km
zdobywamy ok. 16.10. Nocleg w hostelu i rano start. Gdzie my jedziemy? Kierunek
Kotor, a tu ciągle pod górę. Pierwszy „stop” z powodu deszczu, ale 3 X
rozpoczynamy zjazd do zatoki kotorskiej. Pierwszy w życiu zjazd, który przestał
mnie cieszyć. Ponad 20 km
w dół, serpentynami od strony parku Lovcen, z klimatyczną panoramą na Kotor, to
coś, dla czego warto było się wspinać. Starówka Kotoru robi wrażenie nawet na
mnie, szukającego ciszy i spokoju. Jest naprawdę piękna. Mimo miliona turystów.
Ale drogi czas… Już kręcimy na Budvę i Bar.
6.X nad jeziorem Skodar nauka albańskiego: gyzuar = na zdrowie. Nie ważny jest
cel, liczy się tylko droga. Od Kotoru zawracałem już w stronę samochodu
pozostawionego w Chorwacji, nie mogłem jednak, coś, cokolwiek to było nie
pozwalało mi. Ostatni strzał, ostatni punkt, jadę w kierunku Durres. 7.X
przechadzamy się po molo, niespiesznie, a jednak nerwowo. Przecież jutro nasze
drogi obierają przeciwne kierunki… Ale w hotelu czeka na nas wino i czas
podsumowań.
8 X muszę zmierzyć się z drogą w
pojedynkę. O ironio, wiele kilometrów pod bezlitosny wiatr. Próba? Ha, ha. Nie
pokuszę się o ocenę wyniku tej walki. Żegnaj Durres, żegnaj Albanio, żegnajcie
bunkry, moim azymutem znów Podgorica. Skąd pociągiem do Belgradu, później do
Zagrzebia i ostatnie kilometry na scentrowanym kole do Karlovac. Po co były te 2003 km rowerowej szarży,
zjazdów, kiedy z palcami „na klamkach” prędkość dochodziła 60 km/h? Kosmiczne wręcz manewry omijających nas
kierowców i klucz wiolinowy z klaksonów. Czy dotarłem do zamierzonego celu? Znalazłem
to, co zakryte w wirze codzienności? „Czy warte jest? Czy warte to wszystko
(…)” – jak śpiewał Staszewski. Nie wiem. Ale chyba mam dla Ciebie Cypranie
Kamilu odpowiedź, kiedy pytałeś: „czy popiół tylko zostanie i zamęt, czy w
burzę pustki pójdzie, czy zostanie na dnie popiołu gwieździsty (…).”
Tomek Pilek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Akceptuję regulamin zamieszczania opinii w serwisie i wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Redakcję „GŁOS BIESZCZADZKI” moich danych osobowych dla celów związanych z zamieszczeniem mojej opinii w serwisie.
Redakcja „GŁOS BIESZCZADZKI”, informuje że zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy z dnia 29 sierpnia 1997r. o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, a ponadto Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.