W
roku 2010 w Werlasie nie wywieziono zanieczyszczeń płynnych w ogóle! Rok
później w tej samej miejscowości zostało wywiezionych 5 m3 ścieków! Dodajmy,
że Werlas liczy 99 mieszkańców, plus turyści licznie tam przebywających. Natomiast
w tym roku nie wywieziono jeszcze żadnych zanieczyszczeń z Górzanki, Zawozu,
Werlasu i Rybnego. W ubiegłym roku, z wodociągów gminnych pobrano 27 787 m3
wody, natomiast 2 282 m3 to ilość wywiezionych ścieków! Co
dzieję się z resztą?!
Zapewne pamiętają
Państwo pierwsze wydanie „Pulsu Bieszczadów”, w którym to dotknęliśmy problemu
zanieczyszczenia wód Zalewu Solińskiego, pod znamiennym już tytułem słów
wypowiedzianych przez Wójta Zbigniewa
Sawińskiego, podczas Debaty z 2010 roku: „Po czterech kilometrach samo oczyści”.
Poprosiliśmy wówczas Prezesa Gminnego
Zakładu Komunalnego w Polańczyku, Tadeusza Jankowskiego o dane dotyczące
ilości wywiezionych ścieków oraz pobranej wody z wodociągów miejscowości z
terenu gminy Solina od 2010 do kwietnia bieżącego roku, celem uzupełnienia
danych w materiale. Nie dostaliśmy niestety odpowiedzi w tej sprawie, co
zmusiło nas o wystosowanie kolejnego pisma z ponagleniem jak również
poinformowaniem o konsekwencjach prawnych wynikających z braku takowej
odpowiedzi. Ostatecznie Pan Tadeusz Jankowski przekazał naszej redakcji dane o
które prosiliśmy, a które po części poznali Państwo na wstępie.
Obraz jaki jawi się
poprzez otrzymane dane jest wręcz katastrofalny. Ogółem w okresie dwóch lat i
czterech miesięcy odebrano z terenu Gminy Solina 4090 m3 ścieków. To jest o
połowę mniej niż pobór wody przez jedną miejscowość w ciągu roku. Są
miejscowości, do których beczkowóz nie dociera w ogóle lub odbiera 5 lub 10 m3
ścieków w ciągu roku!
W
tym temacie, podjęliśmy rozmowę z byłym prezesem Gminnego Zakładu Komunalnego w
Polańczyku, Andrzejem Szalem, który pełnił tę funkcję w latach 1999 – 2006 i
bardzo chętnie podzielił się z nami sowimi spostrzeżeniami w tym temacie.
Puls
Bieszczadów: Co dzieje się ze ściekami, które wytwarzają gospodarstwa domowe, a
które nie są odbierane przez oczyszczalnię ścieków?
Andrzej
Szal:
To zależy od tego jak bardzo pomysłowy i przedsiębiorczy jest gospodarz. Jeśli
brakuje mu
inwencji i wypuszcza ścieki bezpośrednio do rowu lub potoku, w dość
szybkim tempie spływają w dół. Jeśli akurat są opady deszczu, to proces ten
trwa zaledwie kilka dni zanim spłynął do Zbiornika Solińskiego lub
Myczkowieckiego. Jeśli natomiast na posesji jest szambo bez dna, wówczas ścieki
dostają się do wód gruntowych zatruwając okoliczny teren wraz z lokalnymi
ujęciami wody. Część zostaje w okolicy na długie lata, a część wraz z wodami
gruntowymi spływa do zalewu.
Puls
Bieszczadów: Czy jest to problem ogólny, czy dotyczy tylko Gminy Solina?
Andrzej
Szal:
Myślę, że jeszcze daleka droga zanim problem zostanie uregulowany w skali
kraju. Jednak my jesteśmy w sytuacji szczególnej. Wszędzie tam, gdzie ścieki
spływają do rowów i potoków, w konsekwencji spływają do rzek i dalej do
Bałtyku. My, dzięki zaporom w Solinie i Myczkowcach zatrzymujemy je u siebie,
zatruwając zbiornik wody pitnej jakim jest Zalew Soliński. Zdajemy się nie
pamiętać, że nasze jeziora to magnes dla turystów. Zatruwając je podcinamy
gałąź na której siedzimy.
Puls
Bieszczadów: Kto wobec tego odpowiada za taki stan rzeczy?
Andrzej Szal: Dobre pytanie, jednak najbardziej
uczciwą odpowiedzią będzie chyba, że każdy z osobna mieszkaniec tej Gminy. Jako
społeczeństwo przegrywamy z demokracją. Nie mamy instrumentów aby wymusić na
Radzie Gminy, by przyjęła proekologiczny kierunek działania. Nie potrafimy jako
Gmina zadbać o swój własny interes. Mieszkam tutaj 17 lat. Obserwowałem rozwój
gospodarstw agroturystycznych. Byłem świadkiem reelektryfikacji poszczególnych
miejscowości, budowy nowych ujęć wody i sieci wodociągowych. Natomiast problem
gospodarki ściekowej zawsze był spychany na plan dalszy. Pewnie dlatego, że
jest on najtrudniejszy i najbardziej kosztowny. Poza tym nie bez znaczenia jest
fakt braku świadomości ekologicznej mieszkańców. Każdy kto przyjmuje w swoich
gospodarstwach turystów, zdaje sobie sprawę, że musi zapewnić bieżącą wodę.
Natomiast nikt nie martwi się o to, co dzieje się ze ściekami.
Ostatnie wybory
samorządowe pokazały, że ponad połowa społeczeństwa nie chce zmieniać
istniejącego stanu rzeczy.
Puls
Bieszczadów: Dlaczego tak się dzieje?
Andrzej Szal: Mechanizm jest prosty.
Obecny wójt w trakcie kampanii wyborczej dokładnie wytłumaczył o co chodzi: „Brak
programów pomocowych dla miejscowości takich jak nasze. Nie ma też dotacji
uwzględniających turystów. Dlatego tak mało robi się w temacie.”
Moim zdaniem jest to
tylko pół prawdy. Po pierwsze należy powiedzieć uczciwie społeczeństwu, że
takich programów uwzględniających sezonowy najazd turystów nie będzie.
Przyczyna jest prosta. Turysta czy kuracjusz jest dotowany w miejscu swojego
zamieszkania. Nie może więc być dodatkowo dotowany u nas. My jednak zarabiamy
na turystach i musimy część zarobionych pieniędzy przeznaczyć na budowę systemu
oczyszczania ścieków. To zaś oznacza podejmowanie niepopularnych decyzji i brak
pieniędzy na inne rzeczy np. drogi dojazdowe do pól czy świetlice wiejskie.
Puls
Bieszczadów: Kto wobec powyższego może coś zrobić, by zmienić ten stan rzeczy?
Andrzej
Szal: Jedynym organem mającym realny wpływ na lokalną
rzeczywistość jest Rada Gminy. To
rada, jako organ uchwałodawczy decyduje, na
co Wójt Gminy wydaje pieniądze.
Puls
Bieszczadów: Na sesjach Rady Gminy jednak, odnosi się zupełnie inne wrażenie...
Andrzej
Szal: To tylko
wrażenie. Każda uchwała jest dyskutowana, każdy ma prawo użyć argumentów.
Na końcu jednak jest głosowanie. Wójt nie ma głosu w radzie. Ostatecznie to radni podejmują decyzję.
I za te decyzje nie ponoszą odpowiedzialności. Zostaną rozliczeni dopiero przy
następnych wyborach.
Ale nie w tym jest
problem. Głównym problemem jest to, że w dalszym ciągu nie ma spójnej koncepcji
ani harmonogramu realizacji budowy systemu. Zapewnienie odbioru nieczystości
jest zadaniem własnym gminy, które realizowane jest w sposób „od pomysłu do
pomysłu”. Przykładem takiego nieprzemyślanego działania jest Solina. Najpierw
był pomysł budowy oczyszczalni ścieków, o konkretnych parametrach. Kolejnym
pomysłem jest podłączenie do niej miejscowości Bóbrka i Myczków. W wyniku
takiego działania nastąpiła konieczność rozbudowy nowej oczyszczalni. Tak więc „para
poszła w gwizdek”. Gdyby temat był przemyślany od początku, nie zajmowalibyśmy
się nim teraz. A koszty całego przedsięwzięcia byłyby niższe.
Kolejna sprawa to
budowa oczyszczalni w Wołkowyi. Oczyszczalnia już jest, ale sieci nie ma. Znów
pomysł, który nie wpisał się w równoległe działania.
Grozą napawa fakt, że
radni akceptują kolejne pomysły bez sprawdzenia, czy są dobre.
Puls Bieszczadów:
Bo przecież kto jak nie Radni, mają nasz głos przy podejmowaniu decyzji..
Andrzej
Szal: Moim zdaniem, każdy radny powinien przypomnieć
sobie program komitetu wyborczego z którego startował i wygrał wybory. Z tego
co pamiętam to w każdym z nich, jednym z priorytetów było środowisko. Tak więc
wypracowanie wspólnego stanowiska i konkretnego programu nie powinno stanowić
problemu. Oczywiście nie da się tego zrobić bez udziału fachowców, ale to już
szczegóły.
Puls
Bieszczadów: Co, jeśli wójt będzie kontynuował politykę dróg dojazdowych,
świetlic wiejskich i przepustów?
Andrzej
Szal: Jeśli przekona radę, to tak będzie. Wójt jest
organem wykonawczym i musi wykonywać postanowienia rady.
Puls Bieszczadów:
Czy sądzi Pan, że Gmina poradzi sobie z unormowaniem gospodarki ściekowej?
Andrzej Szal: Jestem
sceptykiem. W tej kadencji niewiele się
zmieni. Brak pomysłów na konkretne działania. Wójt nie przedstawił
społeczeństwu koncepcji budowy infrastruktury, a radni sami nie chcą podjąć się
walki z tematem. Udają, że problemu nie ma.
Gminny Zakład Komunalny
posiada tylko jeden wóz asenizacyjny, a zakup kolejnych mija się z celem, bo
oczyszczalnie nie są przystosowane do odbioru zbyt dużej ilości ścieków
dowożonych. Ponadto, brak zachęty np. w postaci dopłat do transportu nie
sprzyja rozwojowi tego sposobu usuwania nieczystości.
Jedynym sposobem
rozwiązania problemu jest budowa oczyszczalni ścieków i sieci kanalizacyjnych.
Wciąż nie ma polityki
informacyjnej, więc nie należy oczekiwać jakiejś szczególnej aktywności
społecznej. A jedynym ciałem, które może wymusić na organach samorządowych
jakąkolwiek aktywność jesteśmy MY – SPOŁECZEŃSTWO.
Z OSTATNIEJ CHWILI: Dostaliśmy informację,
od jednego z mieszkańców Zawozu o obecności bakterii coli, w studni głębinowej.
Opinię w tej kwestii wydała firma SGS EKO-PROJEKT SP. Z O.O. NALEŻY DO
MIĘDZYNARODOWEJ GRUPY SGS, ŚWIATOWEGO LIDERA W DZIEDZINIE INSPEKCJI,
WERYFIKACJI, BADAŃ I CERTYFIKACJI, ŚWIADCZONE PRZEZ NAS KOMPLEKSOWE USŁUGI SĄ
INTEGRALNĄ CZĘŚCIĄ BRANŻY OCHRONY ŚRODOWISKA SGS.
Ten stan rzeczy, może
mieć miejsce w sąsiednich gospodarstwach, a nawet miejscowościach.
tekst: Małgorzata Mołczan,
Jacek Makulski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Akceptuję regulamin zamieszczania opinii w serwisie i wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Redakcję „GŁOS BIESZCZADZKI” moich danych osobowych dla celów związanych z zamieszczeniem mojej opinii w serwisie.
Redakcja „GŁOS BIESZCZADZKI”, informuje że zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy z dnia 29 sierpnia 1997r. o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, a ponadto Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.