Zdzisław Pękalski, przez niektórych
postrzegany jako „artysta – szaleniec”, od zawsze poszukujący starych i niezdatnych
do użytku koryt, chomąt, podków czy powyrzucanych przez wiry rzek, desek i gałęzi.
Przez lata uprawiający malarstwo, rzeźbę, grafikę i poezję. - Rozmawiam z
drewnem. Ono mi podpowiada wszelkie pomysły swoim kształtem. Niekiedy znajduję
gotowe rzeźby i nie śmiem się pod nimi podpisywać jako twórca, bo twórcą jest
matka przyroda przecież – mówi. Dzisiaj przez lata, istnieje nawet terminologa
określająca jego twórczość tj.: „pękalszczyzna” ma wielu naśladowców również
malujących na starych deskach i wykonujących kapliczki dziuplowe.
Od 1963 roku Zdzisław Pękalski jest mieszkańcem Hoczwi (ok.
Leska). Urodził się we Lwowie, a dzieciństwo spędził w Przemyślu. Dziś Pan
Zdzisław liczy 71 wiosen. Wiedzę z dziedziny plastyki zdobył w Studium
Nauczycielskim w Rzeszowie, a następnie w Instytucie Wychowania Artystycznego
na UMCS w Lublinie. W Szkole Podstawowej w Hoczwi jeszcze do niedawna, przez
lata spełniał się w roli nauczyciela plastyki.
„GALERIA
W PWINICY”
Weszliśmy do zapiwniczenia budynku przez
drogę zasianą „procesją” kapliczek. Otworzyły się przed nami ciężkie, obite
drzwi za którymi ukazało się mroczne wnętrze GALERII W PIWNICY. Palące się
ogniki świec i snujące się wyrazistym głosem Zdzisława Pękalskiego, historie
ciągle żywych prac artysty, które wprowadzały nas z wolna w unikatowy klimat i
atmosferę tego miejsca. Miejsca, które również posiada niezwykłą historię.
W domu za czasów austriackich
jeszcze, ze względu na dogodną lokalizację była pocztą. Sąsiadowała wtedy ze
słynną Karczmą i różnorakimi sklepami żydowskimi. Potem jako Poczta Polska
przetrwała aż do 1945 roku, kiedy to UP-owcy podczas ostatniego napadu na
Hoczew spalili ten dom. Chowały się tutaj świnie, i zgodnie z tradycją tego
regionu ważyło się tutaj również wspaniały bimber.
- Odremontowałem piwnicę, pozbawiłem ją brzydkiego zapachu, które świnie
pozostawiają z kałem. Zrobiłem tutaj pracownie. Tutaj przychodzili też moi
uczniowie z „podstawówy” z Hoczwi. To było takie nieformalne kółko plastyczne.
Potem zrobiłem z tego miejsca galerię. – mówi Pan Pękalski.
Dzisiaj prócz spotkań z licznie
odwiedzającymi to miejsce turystami, odbywają się tutaj również wieczory
poetyckie, różnego rodzaju spotkania kameralne, a nawet wigilie czy msze święte.
-
Ludzie są zaskoczeni jak tutaj wchodzą – mówi z uśmiechem Pan Zdzisław - bo nie maluję tradycyjnie. Mówią, że Pękalski sobie szaleje.
Inspiracja nie zna jednak granic w przypadku człowieka, który tkwi w tym jak
ja. W tym wszystkim, co w jakiś sposób upośledzone, sprofanowane i nikomu
niepotrzebne.
Koryta,
stare deski, chomąta i podkowy - tłem dla postaci świętych
Koryta, które po oczyszczeniu papierem
ściernym ukazywały postać świętego. Pal z Jeziora Solińskiego, który po
wytarzaniu się w jego kamienistym dnie, przypominał postać Jezusa. Jeden
przybity gwóźdź na szczycie, utworzył koronę cierniową. I wreszcie podkowy,
które symbolizują aureole, opływające głowy świętych.
- Podkowy końskie w mojej twórczości, to też miara mojej odwagi. Najpierw
odważyłem się na korytach malować, potem na deskach. – mówi Pan
Zdzisław - Ja jako student w latach
50-tych szwędałem się tutaj po Bieszczadach i trafiałem na pierwszych
osadników. Widziałem te pierwsze PGR-y specjalizujące się w wypasach bydła.
Nieraz 300 sztuk tam bywało, pięknie malowniczo na tle zielonych łąk popędzane
przez kilkunastu pasterzy. Po kowbojsku jeżdżących, tylko mieli wieśniacki
wygląd, aż chciało się żeby założyli kapelusze. Potem padły te PGR-y, ale
historia kowbojska się ciągnie do dziś. Przecież stadniny konne jak grzyby pod
deszczu powstają. Dlatego śmiało sięgnąłem po podkowy. No jakże!
W związku z tym, że prace artysty są
dość niekonwencjonalne i dotykają sfery sacrum, bywają też głosy krytyczne . Ale
twórczość Zdzisława Pękalskiego ma wielu miłośników, a wśród nich są również
duchowni. Wedle nich ten sposób ukazywania świętych nie jest obrazą świętości
ani uczuć religijnych osób wierzących. Pracami tymi bowiem kieruje zupełnie
inna intencja. Mianowicie nawiązanie do symboliki świętego ubóstwa ukazanej już
poprzez narodziny Chrystusa w żłobie stajni e Betlejem.
- Moi koledzy cierpliwie kopiując ikony, stosują techniki tradycyjne, a
więc temperę jajeczną, płatki złota, grunty. I pracowicie ślęczą całymi dniami.
Ja wybieram deski nie od stolarza, ale z piętnem minionego czasu odciśniętego
przez różne żywioły i domalowuję na nich tylko to, co konieczne. Dlatego
wystarcza mi tylko kilka godzin by ukończyć pracę. Najlepiej maluje się na
deskach po nieistniejących już świątyniach, które są ich relikwiami. Te deski mają
duszę nawet nie tknięte moim pędzlem.
– mówi Zdzisław Pękalski.
Małgorzata Mołczan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Akceptuję regulamin zamieszczania opinii w serwisie i wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Redakcję „GŁOS BIESZCZADZKI” moich danych osobowych dla celów związanych z zamieszczeniem mojej opinii w serwisie.
Redakcja „GŁOS BIESZCZADZKI”, informuje że zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy z dnia 29 sierpnia 1997r. o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, a ponadto Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.