środa, 30 stycznia 2013

„Te deski mają duszę nawet nie tknięte moim pędzlem” – plastyk, poeta, artysta Zdzisław Pękalski


Zdzisław Pękalski, przez niektórych postrzegany jako „artysta – szaleniec”, od zawsze poszukujący starych i niezdatnych do użytku koryt, chomąt, podków czy powyrzucanych przez wiry rzek, desek i gałęzi. Przez lata uprawiający malarstwo, rzeźbę, grafikę i poezję. - Rozmawiam z drewnem. Ono mi podpowiada wszelkie pomysły swoim kształtem. Niekiedy znajduję gotowe rzeźby i nie śmiem się pod nimi podpisywać jako twórca, bo twórcą jest matka przyroda przecież – mówi. Dzisiaj przez lata, istnieje nawet terminologa określająca jego twórczość tj.: „pękalszczyzna” ma wielu naśladowców również malujących na starych deskach i wykonujących kapliczki dziuplowe.

Od 1963 roku Zdzisław Pękalski jest mieszkańcem Hoczwi (ok. Leska). Urodził się we Lwowie, a dzieciństwo spędził w Przemyślu. Dziś Pan Zdzisław liczy 71 wiosen. Wiedzę z dziedziny plastyki zdobył w Studium Nauczycielskim w Rzeszowie, a następnie w Instytucie Wychowania Artystycznego na UMCS w Lublinie. W Szkole Podstawowej w Hoczwi jeszcze do niedawna, przez lata spełniał się w roli nauczyciela plastyki.


„GALERIA W PWINICY”

Weszliśmy do zapiwniczenia budynku przez drogę zasianą „procesją” kapliczek. Otworzyły się przed nami ciężkie, obite drzwi za którymi ukazało się mroczne wnętrze GALERII W PIWNICY. Palące się ogniki świec i snujące się wyrazistym głosem Zdzisława Pękalskiego, historie ciągle żywych prac artysty, które wprowadzały nas z wolna w unikatowy klimat i atmosferę tego miejsca. Miejsca, które również posiada niezwykłą historię.

W domu za czasów austriackich jeszcze, ze względu na dogodną lokalizację była pocztą. Sąsiadowała wtedy ze słynną Karczmą i różnorakimi sklepami żydowskimi. Potem jako Poczta Polska przetrwała aż do 1945 roku, kiedy to UP-owcy podczas ostatniego napadu na Hoczew spalili ten dom. Chowały się tutaj świnie, i zgodnie z tradycją tego regionu ważyło się tutaj również wspaniały bimber.
- Odremontowałem piwnicę, pozbawiłem ją brzydkiego zapachu, które świnie pozostawiają z kałem. Zrobiłem tutaj pracownie. Tutaj przychodzili też moi uczniowie z „podstawówy” z Hoczwi. To było takie nieformalne kółko plastyczne. Potem zrobiłem z tego miejsca galerię. mówi Pan Pękalski.
Dzisiaj prócz spotkań z licznie odwiedzającymi to miejsce turystami, odbywają się tutaj również wieczory poetyckie, różnego rodzaju spotkania kameralne, a nawet wigilie czy msze święte.
- Ludzie są zaskoczeni jak tutaj wchodzą – mówi z uśmiechem Pan Zdzisław - bo nie maluję tradycyjnie. Mówią, że Pękalski sobie szaleje. Inspiracja nie zna jednak granic w przypadku człowieka, który tkwi w tym jak ja. W tym wszystkim, co w jakiś sposób upośledzone, sprofanowane i nikomu niepotrzebne.


Koryta, stare deski, chomąta i podkowy - tłem dla postaci świętych

Koryta, które po oczyszczeniu papierem ściernym ukazywały postać świętego. Pal z Jeziora Solińskiego, który po wytarzaniu się w jego kamienistym dnie, przypominał postać Jezusa. Jeden przybity gwóźdź na szczycie, utworzył koronę cierniową. I wreszcie podkowy, które symbolizują aureole, opływające głowy świętych.
- Podkowy końskie w mojej twórczości, to też miara mojej odwagi. Najpierw odważyłem się na korytach malować, potem na deskach.  – mówi Pan Zdzisław - Ja jako student w latach 50-tych szwędałem się tutaj po Bieszczadach i trafiałem na pierwszych osadników. Widziałem te pierwsze PGR-y specjalizujące się w wypasach bydła. Nieraz 300 sztuk tam bywało, pięknie malowniczo na tle zielonych łąk popędzane przez kilkunastu pasterzy. Po kowbojsku jeżdżących, tylko mieli wieśniacki wygląd, aż chciało się żeby założyli kapelusze. Potem padły te PGR-y, ale historia kowbojska się ciągnie do dziś. Przecież stadniny konne jak grzyby pod deszczu powstają. Dlatego śmiało sięgnąłem po podkowy. No jakże!

W związku z tym, że prace artysty są dość niekonwencjonalne i dotykają sfery sacrum, bywają też głosy krytyczne . Ale twórczość Zdzisława Pękalskiego ma wielu miłośników, a wśród nich są również duchowni. Wedle nich ten sposób ukazywania świętych nie jest obrazą świętości ani uczuć religijnych osób wierzących. Pracami tymi bowiem kieruje zupełnie inna intencja. Mianowicie nawiązanie do symboliki świętego ubóstwa ukazanej już poprzez narodziny Chrystusa w żłobie stajni e Betlejem.

- Moi koledzy cierpliwie kopiując ikony, stosują techniki tradycyjne, a więc temperę jajeczną, płatki złota, grunty. I pracowicie ślęczą całymi dniami. Ja wybieram deski nie od stolarza, ale z piętnem minionego czasu odciśniętego przez różne żywioły i domalowuję na nich tylko to, co konieczne. Dlatego wystarcza mi tylko kilka godzin by ukończyć pracę. Najlepiej maluje się na deskach po nieistniejących już świątyniach, które są ich relikwiami. Te deski mają duszę nawet nie tknięte moim pędzlem.  – mówi Zdzisław Pękalski.


Małgorzata Mołczan







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Akceptuję regulamin zamieszczania opinii w serwisie i wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Redakcję „GŁOS BIESZCZADZKI” moich danych osobowych dla celów związanych z zamieszczeniem mojej opinii w serwisie.
Redakcja „GŁOS BIESZCZADZKI”, informuje że zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy z dnia 29 sierpnia 1997r. o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, a ponadto Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.