czwartek, 7 lutego 2013

„Tragedia Sanocka” - za kuluarami systemu i wartości rodzinnych! (GALERIA)




Tragedia, która miała miejsce w Sanoku, wstrząsnęła całą polską. 10-tego stycznia w czwartek rano, przed budynkiem Andrzeja B., przy ul. Cegielnianej 14, pojawili się policjanci. Dzisiaj już wiemy, że skutkiem tej akcji była śmierć dwóch osób, w tym 17-letniej dziewczyny. Czy policja wykonała swoje zadanie w pełni? Czy możemy się czuć bezpieczni w kraju z taką procedurą i z taką ochroną obywatela? Kto powinien wziąć odpowiedzialność za śmierć tego młodego człowieka? System czy rodzina?


„Akcja prowadzona była wzorowo”?

Cała akcja policyjna rozegrała się w Sanoku. Dzisiaj wiemy na pewno,  że 32-letni Andrzej B., był podejrzewany przez policję o zamordowanie dzień wcześniej w Międzybrodziu 29-letniego Krystiana L.  Podejrzany był również notowany za handel narkotykami, jazdę po pijanemu, rozbój i nielegalne posiadanie broni.
„Pewnie wszystkich, zarówno społeczność Leska i Sanoka, zaskoczyła informacja, że tak drastycznie to wszystko się potoczyło. Nie wiem, powiem szczerze poczułam się bezradna jako obywatel tego kraju. Obywatel ma nielegalną broń, ktoś o tym wiedział. No, ale jak to sprawdzić... Wydaje mi się, że procedury jakimi się otaczamy niewątpliwie są ważne, ale one nie idą w parze z tym jak się u nas zmienia właśnie społeczeństwo. Nagle w takich małych społecznościach okazuje się, że jest ktoś, kto ma broń od zawsze. Miał jakieś zatargi z policją, że są narkotyki, że jest broń. Powiem szczerze, że poczułam się zaskoczoną tą skalą.”  – mówi Joanna Szurlej, Dyrektor Specjalistycznego Ośrodka Współpracy SOS.

Zaskoczenie niewątpliwie, ale też strach i krzywda społeczna. Mieszkańcy długo nie mogli się wyzbyć przerażenia, a jeżeli nie to obawy przed tym przysłowiowym „chłopakiem w kapturze”. Rozmawiałam również z taksówkarzami z Sanoka, którzy na co dzień spotykają różnego rodzaju ludzi. Dzisiaj zastanawiają się czy młody klient nie ma broni? Czy nie jest pod wpływem narkotyków? A wreszcie czy nie zrobi im krzywdy?

- „Każdy ma prawo do własnych odczuć, ale myślę, że nie mamy powodu do paniki i demonizowania niedawnych wydarzeń w Sanoku, w końcu był to przypadek odosobniony. Sanok nie jest miejscem szczególnie narażony na tego typu zdarzenia, które mogą przecież wystąpić wszędzie. W naszym mieście działa policja, straż miejska, system monitoringu miasta, a my jako władze miasta dokładamy wszelkich starań, aby nasi mieszkańcy czuli się tutaj bezpiecznie” – mówi Burmistrz Miasta Sanoka, Wojciech Blecharczyk.



Skierowałam również do policji sanockiej, niestety mimo usilnych prób nie udało się spotkać z Komendantem Powiatowej Policji w Sanoku, ins. Mirosławem Pawełko. Pani Rzecznik natomiast po zapoznaniu się z zapytaniami, odesłała mnie do Rzecznika Prasowego Podkarpackiego Komendanta Wojewódzkiego Policji, kom. Pawła Międlar. Otrzymałam tylko jedną odpowiedź:

Czy w tym momencie, podsumowując pracę sanockiej policji mógłby Pan Komendant nakreślić jakieś niedociągnięcia? Czy Pana Komendanta zdaniem akcja przeprowadzona została bez naruszenia zasad i zgodnie z procedurą postepowania policji w takich przypadkach? Czy należycie wykorzystano fakt obecności rodziców zabitej, w komendzie? Należy bowiem przyznać, że sanocki przypadek był iście książkowy i dla żadnego policjanta nie powinien stanowić żadnego utrudnienia w podejmowaniu działań i decyzji.
 - „Działania Policji w Sanoku były kontrolowane przez Komendę Główną Policji. Nie było żadnych uchybień, akcja prowadzona była wzorcowo.”

Jednak politycznych opinii na temat niepoprawnego działania sanockiej policji, jest sporo:
- U tego pana wczoraj rano powinni pojawić się panowie w kominiarkach, obezwładnić go i wyprowadzić wraz z tą panią, a nie przyjść do niego, zapukać i dać się ostrzelać z okna - Adam Hofman.
- Trzeba było podejmować zdecydowane, odważne decyzje, tego zabrakło - w efekcie mamy śmierć młodej dziewczyny i tragedię, która nie musiała się zdarzyćZbigniew Ziobro.
Tutaj Rzecznik Prasowy odpowiedział, że <<w przeciwieństwie do polityków>>: „Nie komentujemy”.


System czy rodzice? Gdzie odpowiedzialność?

Dziewczyna - nie kobieta – która straciła życie. W wieku 15-stu lat wyprowadziła się z domu. Dzisiaj wiadomym jest, że mieszkała „pod jednym dachem” z mężczyzną o 17 lat od niej starszym. „Z pełną kartoteką”  u policji lokalnej, jak również z niechlubnym bagażem doświadczeń z byłymi żonami i kobietami.
Jakie system daje możliwości ochrony dziecka, w tego typu sytuacjach? Czy w ogóle jest to możliwe? Kto za tę dziewczynę ponosi odpowiedzialność? W tym temacie odwiedziliśmy Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie, jak również Specjalistyczny Ośrodek Współpracy SOS. Miejsko-Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej nie udzielił nam żadnych odpowiedzi, jak również Pani Burmistrz, Barbara Jankiewicz – zgodnie z już przyjętą regułą.

Pierwsze miejsce które odwiedziłam, to Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie. Sama nazwa wskazywała mi, że to jest miejsce w którym otrzymam odpowiedzi na moje pytania. Jednakże bardzo się pomyliłam, ponieważ tutaj otrzymałam jedynie informację, że: „PCPR nie zajmuje się dziećmi, które są pod opieką rodziców. PCPR zajmuje się dziećmi, które są umieszczone w domach zastępczych.” – powiedział dyrektor PCPR, Łukasz Szybowski.

Pan Dyrektor piastuje to stanowisko 10 lat. Bardzo pozytywnym jest fakt, że jak powiedział: „Nikogo nie odprawilibyśmy z kwitkiem, jeśli tutaj nie moglibyśmy pomóc,  pokierowalibyśmy do odpowiednich instytucji. Ewentualnie sami podjęlibyśmy się skontaktowaniem z instytucją, która mogłaby pomóc jej, czy wskazanej rodzinie.” Przedstawiłam więc problem nastolatków, uzależnionych od narkotyków, czy przebywających w podejrzanych środowiskach, prosząc o pomoc. Oto co usłyszałam: „Coś takiego prawdopodobnie jest. Natomiast szerszych informacji dowiedziałaby się Pani w gminie, bo będzie to zapewne jakaś jednostka gminna. Coś mi się wydaje, że mają komisje alkoholową, to jest przy nim. Nikt jednak nie podejmie działań, bez prośby o pomoc.”

Dalsze kroki skierowałam się do Pani Joanny Szurlej,  Dyrektor Specjalistycznego Ośrodka Współpracy SOS. Placówka ta działa od 2006 roku, w ramach Krajowego Programu Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie. Jest to program 10-letni, na 2006-16. Środki na funkcjonowanie pochodzą natomiast z dotacji Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Godnym podziwu jest fakt, że terenem działania są aż trzy powiaty: leski, bieszczadzki i sanocki. Dodatkowo placówka służy również w Brzozowie. Pracownik takiej placówki nie ma możliwości wychodzenia w teren, jak występuję to w gminie chociażby. Ministerstwo nie wydaje uprawnień, do wchodzenia w środowisko. Natomiast istnieje współpraca placówki z gminą i to dość szeroka jak się okazuje:
„Teraz mamy zespoły interdyscyplinarne i grupy robocze. Zaczęło się to w 2010, to też była nowelizacja ustawy na podstawie której działamy. Weszło tam nowe zadanie gminy, że mają tworzyć zespoły interdyscyplinarne dotyczące właśnie przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Chodzi o to, żeby pod egidą MOPS-u czy GOPS-u, zebrał się zespół w składzie: dzielnicowy, pracownik socjalny, interwent z danego terenu, gdzie jest problem żeby interweniował. Jeżeli chodzi o dziecko w szkole, to pedagog czy nauczyciel.” mówi Pani Dyrektor



Na moje pytanie czy system sprawdził się, w przypadku zapewnienia młodemu człowiekowi  bezpieczeństwa, Pani Joanna zwróciła uwagę na problem naszych czasów, o którym rozmawiałam również z Panem Dyrektorem PCPR.:
„To jest dla mnie taki „matrix”, bo jak szukamy winnych to mówimy, że musimy wyzwolić się z systemu, ale jest też „wolna wola jednostki”, są więzi rodzinne, powinna być miłość, powinna być uwaga. Jak coś się jednak wali mówimy, że system zawinił. Chciejmy wziąć odpowiedzialność za własną rodzinę. By ta rodzina komunikowała się ze sobą, żeby dziecko poszło do szkoły. No i wiadomo, wtedy ewentualnie jak dziecko nie chodzi do szkoły, proszę wezwać na pomoc system. Wtedy mówmy: ja jako rodzic czuję się bezradny. Już wyczerpałem wszystkie możliwości. Proszę pedagoga szkolnego, idę do poradni psychologicznej. Mówię: proszę mi pomóc!”

Dyrektor PCPR, Łukasz Szybowski z kolei zwraca uwagę na rodzaj „przyzwolenia społecznego”: To się wszystko zmienia, kiedyś za moich czasów wydaje mi się, że tak młode osoby nie miałyby możliwości, żeby zamieszkać z jakimś obcym facetem pod jednym dachem. Ponieważ opinia choćby sąsiadów, czy naciski rodziców przez innych sąsiadów, czy  też przez sąsiadów nie pozwoliłaby na to. Nie byłoby przyzwolenia społecznego, tak mi się wydaje.

Rodzice zmarłej Kamili, bardzo przeżyli śmierć córki. Ich wypowiedzi świadczą o niesamowitym  uczuciu jakim ją darzyli. Na zapytanie o kryminalną przeszłość chłopaka Kamili i jej pobyt poza domem, rodzice odpowiadają mediom:
„(…) Nie wiedziałem o kryminalnej przeszłości, ale proszę Pani ja jestem od swojej żony starszy 12 lat. Córka się zawsze tym zasłaniała:  „mama  też jest od ciebie młodsza, to mi też nie przeszkadza, że on jest starszy.” Liczyłem, że może z biegem czasu córce się oczy otworzą i wróci do domu.  – po chwili dodaje -  Jest taka sprawa. Czy Pani chce stracić dziecko, żeby przechodziło obok Pani i się w ogóle nie odzywało? Czy lepiej mieć z córką dobry kontakt mimo, że z panią nie mieszka. Chyba to jest lepsze.”- mówi tato Kamili.



Mimo, że żyjemy w bardzo małym społeczeństwie nie widzimy lub nie chcemy widzieć, tego co się wokół nas dzieje. System proponuje nam  szereg ustaw regulujących, czasem jednak kiedy nadchodzi taka krytyczna sytuacja, okazuje się że same procedury nas nie uchronią. Zasadnym wydaje mi się przywołanie tutaj myśli Ryszarda Kapuścińskiego z „Lapidarium”, który podczas rozmowy przypomniała mi Pani Joanna, a który wydaje się być najwłaściwszym podsumowaniem tego tekstu:
" (…)Warunkiem ujarzmienia jakiejś społeczności, warunkiem zasadniczym, jest zepchnięcie jej na niski poziom egzystencji. Dlatego obniżenie tego poziomu (tj. ogólna degradacja życia, spadek jego jakości, zmniejszenie wygody, a zwiększenie zagrożenia) nie jest czymś niepojętym lub absurdalnym, nie wynika z błędów lub tzw. woluntaryzmu, lecz jest następstwem polityki tych, którzy chcą umocnić swoje panowanie. Wiedzą oni, że człowiek osłabiony, człowiek wyczerpany walką z tysiącem przeciwieństw, żyjący w świecie nigdy-nie-zaspokojonych-potrzeb i nigdy-nie-spełnionych-pragnień jest łatwym obiektem manipulacji i podporządkowania. Bowiem walka o przetrwanie to przede wszystkim zajęcie szalenie czasochłonne, absorbujące, wyczerpujące. Stwórzcie ludziom takie antywarunki, a macie zapewnioną władzę na sto lat..."

Małgorzata Mołczan













1 komentarz:

  1. Bardzo ucieszył mnie ten artykuł o sprawie trudnej i bolesnej, ale mimo wszystko dotyczącej naszej małej społeczności. Niestety zabrakło mi w nim opinii na temat zaistniałej sytuacji ze strony Sądu Rodzinnego i Policji. Gdzieś w tle tej całej historii są niestety narkotyki, które na dzień dzisiejszy są coraz bardziej rozpowszechnione wśród młodzieży. Mam pytanie jakie w tej sprawie są działania policji ? Pozorne czy rzeczywiste ? Moim zdaniem niestety oprócz Policji w tej kwestii powinny się pojawić działania również innych instytucji, które tą problematykę mają w swoim profilu działania oraz oczywiście szkół, które znają ten problem a nie potrafią sobie z nim poradzić. Niestety nie pomagają również w rozwiązaniu tego problemu rodzice. Skupiłem się na jednym wątku ale to on moim zdaniem stał u podłoża tej sprawy. Narkotyki powodowały już wcześniej tragedie, które dotyczyły mieszkańców naszego miasta i widzę, że trudno wyciąga się z tego wnioski.

    OdpowiedzUsuń

Akceptuję regulamin zamieszczania opinii w serwisie i wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Redakcję „GŁOS BIESZCZADZKI” moich danych osobowych dla celów związanych z zamieszczeniem mojej opinii w serwisie.
Redakcja „GŁOS BIESZCZADZKI”, informuje że zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy z dnia 29 sierpnia 1997r. o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, a ponadto Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.