niedziela, 28 kwietnia 2013


Stasiu Szczepański potrzebuje pomocy!!!

Publikuję list, który mi samej przyniósł łzy i niesamowity podziw dla nieustannie walczącej matki chorego synka. Chłopiec jest nieustannie poddawany drogim operacjom i przechodzi nieustannie turnusy rehabilitacyjne, które też są bardzo kosztowne. Pani Elwira próbowała szukać pomocy w wielu miejscach, również Fundacjach które rzekomo są stworzone by nieść pomoc w takich właśnie sytuacjach. Samotna matka wychowująca dwójkę dzieci, musiała walczyć sama i szukać oparcia przede wszystkim u siebie. Po latach walki ze szpitalem, sąd orzekł jego winę i Pani Elwira będzie mogła zapewnić dziecku leczenie. Dzisiaj jednak będzie musiała jeszcze sporo wycierpieć, w Państwie w którym o pomoc rządu tak bardzo ciężko. Publikuję ten list, by dotrzeć do osób które są w stanie pomóc, bądź też sami tej pomocy mogą udzielić. Poniżej publikacja listu, wraz ze zdjęciami i podstawową dokumentacją dla zainteresowanych.

Z góry bardzo serdecznie dziękujemy!!!
Można się też kontaktować bezpośrednio ze mną: tel.:+48 881 799 704
Małgorzata Mołczan

***


Mój syn, Stanisław Szczepański jest dzieckiem z pozapalnym mózgowym porażeniem dziecięcym, które jest wynikiem chorób jakie przeszedł w wieku niemowlęcym a mianowicie: sepsa (został zarażony w szpitalu i nie zapewniono nam należytej opieki), bakteryjne zapalenie opon mózgowych, dwa wylewy krwi do mózgu oraz pozapalne wodogłowie. Skutkowało to wszczepieniem do mózgu zastawki komorowo-otrzewnowej regulującej przepływ płynu mózgowo-rdzeniowego.

W chwili obecnej jego stan określany  jest jako pozapalne porażenie mózgowe i dlatego znajduje się pod stałą opiekę lekarza neurologa z oddz. Neuroinfekcji Szpitala im. Jana Pawła II w Krakowie oraz  neurochirurga z oddz. Neurochirurgii Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie. Od siedmiu lat Staś wymaga stałej i bardzo intensywnej rehabilitacji i terapii zajęciowej.

Moja obecna sytuacja rodzinna (wychowuję dwóch synów samodzielnie), a jednocześnie brak jakichkolwiek na naszym terenie ośrodków zajmujących się tego typu schorzeniami, nie pozwala mi na zapewnienie Stasiowi należytej i właściwej dla jego jak najlepszego rozwoju rehabilitacji i fachowej opieki. Do chwili obecnej Staś rehabilitowany był w ośrodku Ojców Franciszkanów w Sanoku. Ale jego obecny stan, czyli ogromne problemy z lewą stopą niweczą dotychczasowe wyniki tejże rehabilitacji. Staś bez opieki i rehabilitacji, którą  może mu zagwarantować specjalistyczny turnus Fundacji Hearts Worldwide  oraz operacji nóżki powoli będzie przestawał chodzić.  


Dzięki prawie siedmioletniej, codziennej rehabilitacji  z dziecka nierokującego, dziecka które jak określali lekarze „będzie warzywem podłączonym do rurek”, dziecka nie mogącego nigdy nawet siedzieć samodzielnie,  udało mi się ciężką pracą doprowadzić do stanu w którym praktycznie zniknął cały lewostronny niedowład. Staś jest fantastycznym, niezwykle pogodnym dzieckiem i mimo tego co przeszedł, chodzi samodzielnie a jedyne co pozostało to niedowład lewej rączki. Jednak mięśnie w lewej nóżce w wyniku powikłań, nie pracują jak należy i powodują skręcenie stopy i uniemożliwiają mu chodzenie.
Sytuacja bardzo szybko się pogarsza i mój syn ma coraz większe problemy z chodzeniem. Jedynym ratunkiem jest turnus w tej fundacji i operacja. Jednak jego bardzo wysoki koszt ( ok.8000 zł.) przewyższa moje obecne możliwości. Staś przeszedł operację przeszczepienia nowej zastawki do mózgu ponieważ poprzednia niewłaściwie drenowała płyn mózgowy i powstały liczne uciski w mózgu powodujące kolejne przykurcze. Niestety mimo szybkiej wymiany, przykurcze i spastyka pozostały.

Staś potrzebuje bardzo intensywnej i niezwykle kosztownej rehabilitacji. Każdy turnus to koszty od kilku do kilkunastu tysięcy złotych.





W każdej chwili istnieje możliwość wglądu do dokumentacji medycznej. Dołączam zdjęcia mojego Stasia i zaświadczenia o kwalifikacji na turnusy. Jeśli nie jest Wam obojętny los mojego syna, zwracam się z ogromną prośbą o kierowanie wpłat w  na konto Alior Bank nr. Rachunku: 31249000050000400100039948, bądź na konto w Fundacji  im. Stanisławy Bieńczak z dopiskiem „na leczenie Stasia Szczepańskiego”  nr. rachunku 83 1240 2324 1111 0000 3323 045




Elwira Szymańska, mama Stasia

wtorek, 9 kwietnia 2013

Puszczyk Uralski w rodzinnym domostwie!



Moi Drodzy, historia dość ciekawa i nie zdarzająca się codziennie. Otóż wczoraj wieczorem, włączając ten nasz „nieoceniony” Facebook, zwróciłam uwagę na zdjęcie opublikowane przez moją bratową. Zdjęcie dość oryginalne, nawet jak na ten portal, ponieważ widniał na nim mój wujek trzymający SOWĘ w moim rodzinnym domu. Na samo wspomnienie uśmiech pojawia mi się na twarzy. 

Nasza sówka, przed drogą do Przemyśla, fot. Maciej Sebastianka
 

Mój wujek z zamiłowania jest miłośnikiem natury. Potrafi wyłącznie dla relaksu wyjść do lasu na cały dzień, co dla wielu jest niezrozumiałe i delektować się jego darami. Toteż nie dziwi mnie fakt, że to właśnie wujek spacerując pod starą cerkwią, dostrzegł leżącą pod drzewem sowę. Natomiast to, że sowa ta zagościła u nas w domu, dodatkowo poczęstowana noclegiem i posiłkiem nieco nas wszystkich zaskoczyło. W związku z tym, że od domu rodzinnego dzieli mnie pewna odległość, drogą telefoniczną zaczerpnęłam szczegółowych informacji zarówno od mojego brata jak i wujka, który ze szczegółami opowiedział mi swoją przygodę.
Oczywistym był fakt, że życie sowy jest w tym momencie najważniejsze. Okazuje się, że w takich przypadkach najbliższym pomocnym punktem była „Lecznica dla Zwierząt ADA”, „Ośrodek Rehabilitacji Zwierząt Chronionych” w Przemyślu. Dowiedziałam się też, że zwierzaka należy karmić jedynie surowym mięsem. Niestety jak się okazało, sowa nie chciała korzystać z naszego poczęstunku. Miała najprawdopodobniej złamane skrzydło. Braliśmy pod uwagę również jej zmęczenie które, spowodował upadek z drzewa i głód z którym zapewne nie miała już siły walczyć. Pocieszającym nas faktem było natomiast to, iż sowa się broniła drapiąc i dziobiąc jeszcze w dniu dzisiejszym. Co wskazywało, że ma siły niezbędne do obrony.

Nasza piękna sówka, fot. Maciej Sebastianka

Dzięki publikacji zdjęcia na Facebooku, dowiedziałam się że sowa o której tutaj mowa to Puszczyk uralski (Strix uralensis), rodzina: puszczykowate. 49-62 cm Duża sowa, wyraźnie większa od puszczyka z długim ogonem. Ubarwienie szare, upstrzone czarnymi i białymi plamkami, spód ciała czarno kreskowany, bez poprzecznych prążków. Cechą wyróżniającą go są również czarne oczy kontrastujące na tle szarej szlary. (źródło: ptaki.info). Poznałam też osobę jednego ze zwycięzców w 2011 roku Wielkiego Konkursu Fotograficznego National Geographik. Otrzymał on nagrodę właśnie za fotografię samicy Puszczyka Uralskiego z małymi, pt. „Rodzina”. Jak mówi sam autor Mariusz Strusiewicz: „Przez wiele majowych i czerwcowych nocy wraz z trojgiem przyjaciół (fotografów przyrody) miałem zaszczyt obserwować w Bieszczadach puszczyka uralskiego. Doradził mi on sposób żywienia sowy i zaproponował miejsce jego dowózki.”
Zdjęcia pt. "Rodzina", fot. Mariusz Strusiewicz

 

Natomiast jeden z moich nowych znajomych Maciej Sebastiankiem, zaproponował mi nawet bezpośredni dowóz sowy do odpowiedniego punktu w Przemyślu, który doskonale zna. Ten stan rzeczy uspokajał na tyle, że nie musieliśmy liczyć na Urząd Miasta i Gminy w Lesku  by przekonać się o ich działaniu na rzecz zwierząt. Bo jak wiemy, to Gminy << zgodnie z Ustawą z dnia 13 września 1996 roku (§) o utrzymaniu czystości i porządku w gminach:
15) zapewniają zbieranie, transport i unieszkodliwianie zwłok bezdomnych zwierząt lub ich części oraz współdziałają z przedsiębiorcami podejmującymi działalność w tym zakresie;>>

 Tak więc opieka na zwierzętami bezdomnymi, rannymi i martwymi należy do gminy. To gmina zapewnia zbieranie, transport i unieszkodliwianie zwłok bezdomnych zwierząt lub ich części oraz współdziała z przedsiębiorcami podejmującymi działalność w tym zakresie. Jednak powiedzmy, że nie ryzykowałabym życiem tego zwierzęcia oddając jego los w gminy ręce. 

„Lecznica dla Zwierząt ADA”, „Ośrodek Rehabilitacji Zwierząt Chronionych” w Przemyślu, fot. Małgorzata Mołczan
W dniu dzisiejszym wraz z Maciejem Sebastiankiem odebraliśmy sowę od rodziców i zabraliśmy w podróż samochodem do Przemyśla. Jest tam jedyny tego rodzaju ośrodek w Podkarpaciu.  Posiada on zezwolenie Ministerstwa Środowiska na przetrzymywanie w okresie rekonwalescencji ssaków, gadów i ptaków w tym gatunków chronionych i zagrożonych wyginięciem.  Na miejscu przyjęto nas natychmiast. Doktor poprosił o cierpliwość i jak powiedział, po wstępnej obserwacji i zdjęciach skrzydła, będą w stanie szczegółowiej ocenić jej stan.

Nasz "bocian - modelka". Pozował wedle życzenia, fot. Małgorzata Mołczan

 Średni czas pobytu jednego osobnika do jego całkowitego wyleczenia i uzyskania przez niego pełnej sprawności i możliwości przeżycia na wolności (w zależności od rodzaju i ciężkości obrażeń) waha się mniej więcej od 30 do 150 dni. Aktualnie na rekonwalescencji w Ośrodku przebywa ok. 80 zwierząt różnych gatunków. W tym ok. 30 bocianów. Wszystkie te zwierzęta mieliśmy okazję zobaczyć z bezpiecznej odległości, Podałam więc swoje dane i będę niecierpliwie czekać na informacje, odnośnie naszej pięknej sówki.

Zapraszam do obejrzenia naszej galerii.
Małgorzata Mołczan 


Specjalne podziękowania za zdjęcia:
Mariusz Strusiowicz


wtorek, 26 marca 2013


Dobry artykuł Roberta Petki!
POLECAM!




Mój wywiad z Panem Pałackim poruszył lokalną społecznością i zaraził media tym tematem, który do dziś nie schodzi z ust niejednemu mieszkańcowi naszego powiatu. Konsekwencją jest fakt, że dzisiaj nieliczni już są jeszcze w stanie wymienić pozytywne cechy rządów Pani Burmistrz, Barbary Jankiewicz. Co prawda w dalszym ciągu istnieją jeszcze media, zwłaszcza te internetowe (nie będę wymieniać z nazwy), które winnym widzą „politykę” Adama Pałackiego. Niestety jest wiele innych osób, takich jak Bogdan Szymanik „BOSZ”, „KASYNO” i inni, którzy nie zasłużyli sobie na łaskawe traktowanie Pani Burmistrz. W takim momencie warto przytoczyć ten cytat: „Po owocach ich poznacie” i choć są to słowa Pisma Świętego to niejednokrotnie sprawdzają się w życiu codziennym. A jakie są owoce działalności Pani Burmistrz?


Pamięta ktoś może „KASYNO”? „Fajna miejscówka” w której można było smacznie i niedrogo zjeść. Zamknięta od stycznia. Dlaczego? Kolosalne podwyższenie czynszu. „Sklep ogrodniczy”- zamknięty. Dlaczego? Podwyższenie czynszu. Mogłabym tak długo wymieniać, bo spacerując sobie po „mieście” można się przestraszyć. Coraz to bardziej powiększa się ilość pustych lokali do wynajęcia. Zostają one bez większego zainteresowania ze strony ewentualnych inwestorów.

Kolosalne zadłużenie gminy nie przeszkadza Pani Burmistrz budować za nasze pieniądze kompleksowego basenu i kupować nagród wartych ok. 10 000 zł. „Gmina Fair-Play”. Nie będę tutaj pisała o tym, że dla młodych ludzi nie ma miejsca w tej gminie, bo jest to ewidentne. Nie będę też kolejny raz podkreślała jak traktowani są przedsiębiorcy na tym terenie - ci mali i ci znaczący.

Natomiast bardzo ważne jest docenianie przedsiębiorców przez włodarzy gmin. Dzisiaj Adam Pałacki „TALENS” przenosi firmę do Rzeszowa. Jutro Bogdan Szymanik „BOSZ” obchody dnia książki zrobi w Sanoku, nie w Lesku. Kolejne pieniążki uciekną z budżetu miasta, jakbyśmy ich mieli nadmiar. W niedalekiej przyszłości Lesko przestanie być przytulnym małym i czystym miasteczkiem, a stanie się utopijną niezidentyfikowaną na mapie przestrzenią w której tylko Pani Burmistrz będzie się czuła dobrze. I mam nadzieję, że przesadzam i są to jedynie najgorsze scenariusze pisane moją ręką.


Czy nie jest jednak tak, że nieco niższe czynsze i podatki na większą ilość będą w stanie zapewnić już jakąś sumę dochodów na budżet miasta? A może jednak lepiej w czasach kryzysu podwyższać podatki i czynsze i doprowadzać w konsekwencji do wymierania miasta? Ja jestem tylko młodą osobą, która jeszcze rośnie podobno. Jednak właśnie jako młoda osoba mam na uwadze moje własne dobro i dobro mieszkańców. Ponieważ tutaj się wychowałam, tutaj żyję i nie chcę wyjeżdżać za chlebem do obcego kraju jak to zrobiła olbrzymia część moich rówieśników, a być może i waszych dzieci i wnuków. 

Nie pozwólmy się zmanipulować i walczmy  o nasze dobre jutro, ponieważ ono jest w naszych rękach! 


Małgorzata Mołczan

piątek, 8 lutego 2013

Kolejny śmiertelny wypadek w Czarnej.

W dniu wczorajszym ok. godz. 17.30 w Czarnej Górnej na drodze powiatowej prowadzącej do Czarnej Dolnej doszło do kolejnego tragicznego w skutkach wypadku. Na leżącego na drodze 55- letniego mieszkańca Czarnej Dolnej Kazimierza B. najechał samochód osobowy prowadzony przez Agatę C. Kazimierz B. poniósł śmierć na miejscu. Z naszych ustaleń wynika, że Kazimierz B. prawdopodobnie był pod wpływem alkoholu. Więcej będzie wiadomo po badaniach krwi denata. Nie wiadomo czy wcześniej ktoś na niego już nie najechał lub czy nie został on potrącony przez inny samochód. W czasie kiedy doszło do wypadku panowały trudne warunki pogodowe. Z relacji mieszkańców wynika, że to nie pierwszy tego typu wypadek na tej drodze. Postępowanie w tej sprawie prowadzi KPP w Ustrzykach Dolnych .

czwartek, 7 lutego 2013

„Nikt nie miał dotychczas do czynienia z taką sytuacją”. PODWÓJNE SAMOBÓJSTWO W SANOKU okiem Dariusza Lorantego - pierwszego w historii stołecznej policji koordynatora negocjacji





W temacie ostatnich tragicznych wydarzeń w Sanoku, postanowiliśmy prosić o komentarz Dariusza Lorantego. Jest to  nadkomisarz w stanie spoczynku. Pierwszy w historii stołecznej policji koordynator negocjacji i dowódca zespołu negocjatorów policyjnych. Współtwórca nowatorskiej koncepcji negocjacji policyjnych, jako elementu taktyki zwalczania przestępstw z zakresu terroru kryminalnego, wymuszeń rozbójniczych i uprowadzeń. Jest wykładowcą szkół wyższych, m.in. kierownik autorskich Studiów Podyplomowych Negocjacji Kryzysowych i Policyjnych w Wyższej Szkole Zarządzania Personelem w Warszawie. Współautor m.in. "Słownika wiedzy o policji" pod redakcją prof. dra hab. Konstantego Wojtaszczyka. Regularnie publikuje artykuły popularnonaukowe. Obecnie felietonista w "Focusie Śledczym". Biegły sądowy (pierwszy w polskim wymiarze sprawiedliwości) z zakresu negocjacji policyjnych i kryzysowych i przestępczości z zakresu terroru kryminalnego, mediator ds. karnych przy Sądzie Okręgowym dla m. Warszawy. W marcu ukaże się książka będąca wywiadem- rzeką z D. Lorantym autorstwa Alka Majewskiego.



PULS BIESZCZADÓW - Czy kiedykolwiek spotkał się Pan z taką sytuacją, jaka miała miejsce w Sanoku?
Dariusz Loranty- Myślę , że nikt nie miał dotychczas do czynienia z taką sytuacją. W tym przypadku z kryminologicznego punktu widzenia, mieliśmy do czynienia z samobójstwem rozszerzonym w którym sprawca najpierw zabił dziewczynę, a potem sam popełnił samobójstwo. Jest to pierwszy, taki przypadek w Polsce. Mamy bardzo mało, a w zasadzie prawie wcale nie mamy informacji o tym co się tam rozegrało. Podawane informacje są często ze sobą sprzeczne.
PULS BIESZCZADÓW- Jak oceniłby Pan pracę policji w tej sprawie?
Dariusz Loranty- Pracę policji oceniam poprawnie. Policja działa w określonych przepisach. Problem sprowadza się do tego, że nikt nie ocenia pracy policji. Wszystko dzieje się w tych samych strukturach. Tutaj musimy opierać się na relacjach medialnych i tym co nam policja przekaże. Taki stan rzeczy obowiązuje od lat 40-stych ubiegłego wieku bez względu na to, kto jest u władzy. Tymczasem każda instytucja -w tym policja- powinna podlegać systemowi społecznej kontroli. Dlatego przy obecnym systemie barku prawidłowego nadzoru nad policją ważna jest postawa lokalnych mediów i... niepokornych obywateli. Często nazywanych „oszołomami” czy „krzykaczami” - to oni są sumieniem społecznym i często jedyną instancją kontrolną.  To jest determinant wymuszający dostosowania instytucji do potrzeb.
PULS BIESZCZADÓW- Czy można było zrobić więcej w sprawie chociażby próby ratowania dziewczyny? Przecież trudno wierzyć w to, że ktoś chce umierać w wieku 17 lat?
Dariusz Loranty- Uważam, że w obecnie obowiązującym systemie niewiele można było zrobić. Jestem od wielu lat krytykiem obecnego systemu negocjacji, moim zdaniem należałoby  wprowadzić rozwiązania obowiązujące np. w Niemczech, gdzie negocjacje wpisane są w system policji kryminalnej.
PULS BIESZCZADÓW- Czy uważa Pan, że można było zburzyć relacje łączące tą parę?
Dariusz Loranty- Moim zdaniem od tego trzeba było zacząć, ale prawdę mówiąc to możemy tylko dywagować jakie te relacje były. Bo tak naprawdę nic o nich – poza informacjami medialnymi- nie wiemy. Nie wiemy też wiele o relacjach rodzinnych zarówno sprawcy, jak i dziewczyny. Choć budzi duże wątpliwości fakt, że 15-stolatka decyduje o swoim losie. Niestety postępujący postęp niszczy relacje rodzinne i społeczne. Przyczynia się do przestępczości.
PULS BIESZCZADÓW- Mamy policyjno-medialne informacje, że od godz. 7.00 rano mieszkanie było obserwowane. Potem ok. godz. 12.00 padły pierwsze strzały, oddane w kierunku policjantów. Czy nie uważa Pan, że negocjacje należało rozpocząć natychmiast, zaraz po 12.00?
Dariusz Loranty- Ja nie wierzę , że tak było. Mam przeczucie, że jeśli policjanci byli tam o 7.00 rano, to przyjechali w innej sprawie. Myślę, że wywiadowcy lub inny wydział mógł prowadzić rutynowe czynności, np. dotyczące poszukiwania jakiejś osoby na polecenie sądu lub prokuratury. Powtarzam, że nie wiemy czy mówią nam prawdę. Jeśli zaś byli do tej sprawy to nie tak powinna wyglądać ta akcja. Nie podjeżdża się pod blok tak, żeby osoba typowana widziała wszystko. Przecież w takim niedużym mieście zainteresowany zna wywiadowców i samochody przez nich używane. Na tym etapie też nie można było mówić , że na 100% mieli go wytypowanego do zabójstwa. Mogli nawet nie wiedzieć, że on tam jest. Jeśli wiedzieli, że przebywa w tym mieszkaniu i mieli duże podejrzenie, że to on dokonał zabójstwa w Międzybrodziu to mogli go zdjąć już w nocy. Bo tam na pewno całą noc pracowali, żeby ustalić sprawcę lub sprawców. Takie rozpoznanie jak w tym przypadku jest nieprofesjonalne bo robi się to zupełnie inaczej. On od razu skojarzył, że przyszli po niego i zaczął strzelać bo był naładowany emocjami. W takiej sytuacji praca negocjatora jest znacznie utrudniona i może nie przynieść efektów.
PULS BIESZCZADÓW- Poruszył Pan w tej rozmowie wiele ważnych kwestii dotyczących bezpieczeństwa obywateli. Czy możemy liczyć na podtrzymanie kontaktu z Panem, w celu ewentualnej kontynuacji tematu?
Dariusz Loranty- Z przyjemnością podzielę się swoim doświadczeniem.
PULS BIESZCZADÓW- Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Krzysztof Franczak

„Tragedia Sanocka” - za kuluarami systemu i wartości rodzinnych! (GALERIA)




Tragedia, która miała miejsce w Sanoku, wstrząsnęła całą polską. 10-tego stycznia w czwartek rano, przed budynkiem Andrzeja B., przy ul. Cegielnianej 14, pojawili się policjanci. Dzisiaj już wiemy, że skutkiem tej akcji była śmierć dwóch osób, w tym 17-letniej dziewczyny. Czy policja wykonała swoje zadanie w pełni? Czy możemy się czuć bezpieczni w kraju z taką procedurą i z taką ochroną obywatela? Kto powinien wziąć odpowiedzialność za śmierć tego młodego człowieka? System czy rodzina?


„Akcja prowadzona była wzorowo”?

Cała akcja policyjna rozegrała się w Sanoku. Dzisiaj wiemy na pewno,  że 32-letni Andrzej B., był podejrzewany przez policję o zamordowanie dzień wcześniej w Międzybrodziu 29-letniego Krystiana L.  Podejrzany był również notowany za handel narkotykami, jazdę po pijanemu, rozbój i nielegalne posiadanie broni.
„Pewnie wszystkich, zarówno społeczność Leska i Sanoka, zaskoczyła informacja, że tak drastycznie to wszystko się potoczyło. Nie wiem, powiem szczerze poczułam się bezradna jako obywatel tego kraju. Obywatel ma nielegalną broń, ktoś o tym wiedział. No, ale jak to sprawdzić... Wydaje mi się, że procedury jakimi się otaczamy niewątpliwie są ważne, ale one nie idą w parze z tym jak się u nas zmienia właśnie społeczeństwo. Nagle w takich małych społecznościach okazuje się, że jest ktoś, kto ma broń od zawsze. Miał jakieś zatargi z policją, że są narkotyki, że jest broń. Powiem szczerze, że poczułam się zaskoczoną tą skalą.”  – mówi Joanna Szurlej, Dyrektor Specjalistycznego Ośrodka Współpracy SOS.

Zaskoczenie niewątpliwie, ale też strach i krzywda społeczna. Mieszkańcy długo nie mogli się wyzbyć przerażenia, a jeżeli nie to obawy przed tym przysłowiowym „chłopakiem w kapturze”. Rozmawiałam również z taksówkarzami z Sanoka, którzy na co dzień spotykają różnego rodzaju ludzi. Dzisiaj zastanawiają się czy młody klient nie ma broni? Czy nie jest pod wpływem narkotyków? A wreszcie czy nie zrobi im krzywdy?

- „Każdy ma prawo do własnych odczuć, ale myślę, że nie mamy powodu do paniki i demonizowania niedawnych wydarzeń w Sanoku, w końcu był to przypadek odosobniony. Sanok nie jest miejscem szczególnie narażony na tego typu zdarzenia, które mogą przecież wystąpić wszędzie. W naszym mieście działa policja, straż miejska, system monitoringu miasta, a my jako władze miasta dokładamy wszelkich starań, aby nasi mieszkańcy czuli się tutaj bezpiecznie” – mówi Burmistrz Miasta Sanoka, Wojciech Blecharczyk.



Skierowałam również do policji sanockiej, niestety mimo usilnych prób nie udało się spotkać z Komendantem Powiatowej Policji w Sanoku, ins. Mirosławem Pawełko. Pani Rzecznik natomiast po zapoznaniu się z zapytaniami, odesłała mnie do Rzecznika Prasowego Podkarpackiego Komendanta Wojewódzkiego Policji, kom. Pawła Międlar. Otrzymałam tylko jedną odpowiedź:

Czy w tym momencie, podsumowując pracę sanockiej policji mógłby Pan Komendant nakreślić jakieś niedociągnięcia? Czy Pana Komendanta zdaniem akcja przeprowadzona została bez naruszenia zasad i zgodnie z procedurą postepowania policji w takich przypadkach? Czy należycie wykorzystano fakt obecności rodziców zabitej, w komendzie? Należy bowiem przyznać, że sanocki przypadek był iście książkowy i dla żadnego policjanta nie powinien stanowić żadnego utrudnienia w podejmowaniu działań i decyzji.
 - „Działania Policji w Sanoku były kontrolowane przez Komendę Główną Policji. Nie było żadnych uchybień, akcja prowadzona była wzorcowo.”

Jednak politycznych opinii na temat niepoprawnego działania sanockiej policji, jest sporo:
- U tego pana wczoraj rano powinni pojawić się panowie w kominiarkach, obezwładnić go i wyprowadzić wraz z tą panią, a nie przyjść do niego, zapukać i dać się ostrzelać z okna - Adam Hofman.
- Trzeba było podejmować zdecydowane, odważne decyzje, tego zabrakło - w efekcie mamy śmierć młodej dziewczyny i tragedię, która nie musiała się zdarzyćZbigniew Ziobro.
Tutaj Rzecznik Prasowy odpowiedział, że <<w przeciwieństwie do polityków>>: „Nie komentujemy”.


System czy rodzice? Gdzie odpowiedzialność?

Dziewczyna - nie kobieta – która straciła życie. W wieku 15-stu lat wyprowadziła się z domu. Dzisiaj wiadomym jest, że mieszkała „pod jednym dachem” z mężczyzną o 17 lat od niej starszym. „Z pełną kartoteką”  u policji lokalnej, jak również z niechlubnym bagażem doświadczeń z byłymi żonami i kobietami.
Jakie system daje możliwości ochrony dziecka, w tego typu sytuacjach? Czy w ogóle jest to możliwe? Kto za tę dziewczynę ponosi odpowiedzialność? W tym temacie odwiedziliśmy Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie, jak również Specjalistyczny Ośrodek Współpracy SOS. Miejsko-Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej nie udzielił nam żadnych odpowiedzi, jak również Pani Burmistrz, Barbara Jankiewicz – zgodnie z już przyjętą regułą.

Pierwsze miejsce które odwiedziłam, to Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie. Sama nazwa wskazywała mi, że to jest miejsce w którym otrzymam odpowiedzi na moje pytania. Jednakże bardzo się pomyliłam, ponieważ tutaj otrzymałam jedynie informację, że: „PCPR nie zajmuje się dziećmi, które są pod opieką rodziców. PCPR zajmuje się dziećmi, które są umieszczone w domach zastępczych.” – powiedział dyrektor PCPR, Łukasz Szybowski.

Pan Dyrektor piastuje to stanowisko 10 lat. Bardzo pozytywnym jest fakt, że jak powiedział: „Nikogo nie odprawilibyśmy z kwitkiem, jeśli tutaj nie moglibyśmy pomóc,  pokierowalibyśmy do odpowiednich instytucji. Ewentualnie sami podjęlibyśmy się skontaktowaniem z instytucją, która mogłaby pomóc jej, czy wskazanej rodzinie.” Przedstawiłam więc problem nastolatków, uzależnionych od narkotyków, czy przebywających w podejrzanych środowiskach, prosząc o pomoc. Oto co usłyszałam: „Coś takiego prawdopodobnie jest. Natomiast szerszych informacji dowiedziałaby się Pani w gminie, bo będzie to zapewne jakaś jednostka gminna. Coś mi się wydaje, że mają komisje alkoholową, to jest przy nim. Nikt jednak nie podejmie działań, bez prośby o pomoc.”

Dalsze kroki skierowałam się do Pani Joanny Szurlej,  Dyrektor Specjalistycznego Ośrodka Współpracy SOS. Placówka ta działa od 2006 roku, w ramach Krajowego Programu Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie. Jest to program 10-letni, na 2006-16. Środki na funkcjonowanie pochodzą natomiast z dotacji Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Godnym podziwu jest fakt, że terenem działania są aż trzy powiaty: leski, bieszczadzki i sanocki. Dodatkowo placówka służy również w Brzozowie. Pracownik takiej placówki nie ma możliwości wychodzenia w teren, jak występuję to w gminie chociażby. Ministerstwo nie wydaje uprawnień, do wchodzenia w środowisko. Natomiast istnieje współpraca placówki z gminą i to dość szeroka jak się okazuje:
„Teraz mamy zespoły interdyscyplinarne i grupy robocze. Zaczęło się to w 2010, to też była nowelizacja ustawy na podstawie której działamy. Weszło tam nowe zadanie gminy, że mają tworzyć zespoły interdyscyplinarne dotyczące właśnie przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Chodzi o to, żeby pod egidą MOPS-u czy GOPS-u, zebrał się zespół w składzie: dzielnicowy, pracownik socjalny, interwent z danego terenu, gdzie jest problem żeby interweniował. Jeżeli chodzi o dziecko w szkole, to pedagog czy nauczyciel.” mówi Pani Dyrektor



Na moje pytanie czy system sprawdził się, w przypadku zapewnienia młodemu człowiekowi  bezpieczeństwa, Pani Joanna zwróciła uwagę na problem naszych czasów, o którym rozmawiałam również z Panem Dyrektorem PCPR.:
„To jest dla mnie taki „matrix”, bo jak szukamy winnych to mówimy, że musimy wyzwolić się z systemu, ale jest też „wolna wola jednostki”, są więzi rodzinne, powinna być miłość, powinna być uwaga. Jak coś się jednak wali mówimy, że system zawinił. Chciejmy wziąć odpowiedzialność za własną rodzinę. By ta rodzina komunikowała się ze sobą, żeby dziecko poszło do szkoły. No i wiadomo, wtedy ewentualnie jak dziecko nie chodzi do szkoły, proszę wezwać na pomoc system. Wtedy mówmy: ja jako rodzic czuję się bezradny. Już wyczerpałem wszystkie możliwości. Proszę pedagoga szkolnego, idę do poradni psychologicznej. Mówię: proszę mi pomóc!”

Dyrektor PCPR, Łukasz Szybowski z kolei zwraca uwagę na rodzaj „przyzwolenia społecznego”: To się wszystko zmienia, kiedyś za moich czasów wydaje mi się, że tak młode osoby nie miałyby możliwości, żeby zamieszkać z jakimś obcym facetem pod jednym dachem. Ponieważ opinia choćby sąsiadów, czy naciski rodziców przez innych sąsiadów, czy  też przez sąsiadów nie pozwoliłaby na to. Nie byłoby przyzwolenia społecznego, tak mi się wydaje.

Rodzice zmarłej Kamili, bardzo przeżyli śmierć córki. Ich wypowiedzi świadczą o niesamowitym  uczuciu jakim ją darzyli. Na zapytanie o kryminalną przeszłość chłopaka Kamili i jej pobyt poza domem, rodzice odpowiadają mediom:
„(…) Nie wiedziałem o kryminalnej przeszłości, ale proszę Pani ja jestem od swojej żony starszy 12 lat. Córka się zawsze tym zasłaniała:  „mama  też jest od ciebie młodsza, to mi też nie przeszkadza, że on jest starszy.” Liczyłem, że może z biegem czasu córce się oczy otworzą i wróci do domu.  – po chwili dodaje -  Jest taka sprawa. Czy Pani chce stracić dziecko, żeby przechodziło obok Pani i się w ogóle nie odzywało? Czy lepiej mieć z córką dobry kontakt mimo, że z panią nie mieszka. Chyba to jest lepsze.”- mówi tato Kamili.



Mimo, że żyjemy w bardzo małym społeczeństwie nie widzimy lub nie chcemy widzieć, tego co się wokół nas dzieje. System proponuje nam  szereg ustaw regulujących, czasem jednak kiedy nadchodzi taka krytyczna sytuacja, okazuje się że same procedury nas nie uchronią. Zasadnym wydaje mi się przywołanie tutaj myśli Ryszarda Kapuścińskiego z „Lapidarium”, który podczas rozmowy przypomniała mi Pani Joanna, a który wydaje się być najwłaściwszym podsumowaniem tego tekstu:
" (…)Warunkiem ujarzmienia jakiejś społeczności, warunkiem zasadniczym, jest zepchnięcie jej na niski poziom egzystencji. Dlatego obniżenie tego poziomu (tj. ogólna degradacja życia, spadek jego jakości, zmniejszenie wygody, a zwiększenie zagrożenia) nie jest czymś niepojętym lub absurdalnym, nie wynika z błędów lub tzw. woluntaryzmu, lecz jest następstwem polityki tych, którzy chcą umocnić swoje panowanie. Wiedzą oni, że człowiek osłabiony, człowiek wyczerpany walką z tysiącem przeciwieństw, żyjący w świecie nigdy-nie-zaspokojonych-potrzeb i nigdy-nie-spełnionych-pragnień jest łatwym obiektem manipulacji i podporządkowania. Bowiem walka o przetrwanie to przede wszystkim zajęcie szalenie czasochłonne, absorbujące, wyczerpujące. Stwórzcie ludziom takie antywarunki, a macie zapewnioną władzę na sto lat..."

Małgorzata Mołczan