piątek, 1 lutego 2013

KOMINIARZ NIE ZAWSZE „SZCZĘŚCIE PRZYNOSI”! A NADGORLIWIEC KONSEKWENCJE PONOSI



Historia, jakich wiele w życiu. W budynku należącym do Nadleśnictwa Lutowiska, zamieszkałym łącznie przez osiem rodzin, ulatniał się w trakcie ogrzewania mieszkania dym. W związku z tym, że zbliżała się zima, o tym problemie został powiadomiony właściciel budynku, Powiatowa Straż Pożarna w Ustrzykach Dolnych oraz wiele innych instytucji. W wyniku długotrwałych przetargów sprowadzono biegłego kominiarza. I sprawa byłaby załatwiona bez zbędnego „dymu”, gdyby nie interweniujący nadgorliwiec.


NASZA SWOJSKA I POLSKA PARANOJA

Wezwany na miejsce zdarzenia „fachowiec”, zwany kominiarzem, stwierdził, że przyczyną uszkodzenia jest przedłużka komina w postaci rury metalowej oraz talerz satelitarny zasłaniający wylot komina. Jednak będąc na dachu nie zauważył, o dziwo, ewidentnie popękanych kominów oraz uszkodzonych wywietrzników.

Diagnoza została zatem przez „fachowca” postawiona. Co robi właściciel? Zgodnie z zaleceniem kominiarza wystosowuje pismo nakazujące demontaż rury i talerza, o których była mowa. Dodatkowo nakazuje interweniującemu na własny koszt sprowadzić kominiarza, by ten wydał OPINIĘ,zezwalającą na „puszczanie dymu przez komin”.

Nadgorliwiec nie na darmo zwany jest nadgorliwcem. Interweniujący wezwał więc Powiatową Straż Pożarną. Ta z kolei w protokole pokontrolnym przesłała zalecenia i uwagi do Powiatowego Nadzoru Budowlanego.Zarówno w protokole PSP, jak i PNB wskazano na liczne nieprawidłowości, które należy usunąć do marca 2013.

Stwierdzono:
1. Pęknięcia kominów w górnej części.
2. Uszkodzenie kopuły wentylacyjnej.
3. Nieprawidłowe umieszczenie drzwiczek kanału czyszczącego powyżej wlotu przewodu dymowego z pieca.






Na czym polega paradoks? Oddając do użytku ten lokal, właściciel powinien mieć zgodę kominiarza, że budynek jest bezpieczny pod względem p.poż. A zatem kominiarz wcześniej powinien potwierdzić pisemnie, że wszystko jest zgodne z przepisami. Do ponownej ekspertyzy wzywa się tego samego kominiarza?? Po zaleceniach innych instytucji, kwestionujących opinię kominiarza, ma on ponownie wystawić opinię w tej samej sprawie, tego samego komina???


SPRAWA ZAŁATWIONA. JAK? PO POLSKU!

Nasz nadgorliwiec, zamiast się cieszyć, że mu już nie kopci, zwrócił się ponownie z pismem do Korporacji Kominiarzy Polskich, w którym zapytywał, jak ma się ta OPINIA do Kodeksu Etyki Kominiarskiej?

Minęło trzy miesiące. Wszyscy w środowisku kominiarskim nabrali dymu w usta. Kodeks Administracyjny, nakazujący pytającemu odpowiedzieć w ciągu 14-stu dni roboczych, też w ich mienianiu nie ma większego znaczenia.

Finał tej historii jest taki, iż przed wyznaczonym terminem ponownej diagnozy usunięto wszelkie usterki. Teoretycznie sprawa jest więc „załatwiona”. Pozostają jednak pytania:
1. Co ma zrobić przeciętny obywatel Kowalski, który nie jest nadgorliwcem?
2.  Czy załatwienie „sprawy kominowej” musiało trwać całe pięć miesięcy?
3. Czy w wyniku tego nie wystąpiło zagrożenie życia i zdrowia użytkownika pieca oraz przewodu kominowego??? Nie wiem, Pan Prokurator został powiadomiony droga e-mailową w dniu 07.01.2013 roku. Widać sprawa nie należy do PILNYCH, i odpowiedzi nadal nie ma.
4. Czy w sytuacjach zagrożenia życia i zdrowia instytucje działają w ten sam sposób? Czy działają dopiero wtedy, gdy dojdzie do tragedii? Może jak by ktoś zmarł z zaczadzenia, reakcja byłaby inna. Wszyscy jak na razie żyją wiec… nie róbmy dymu!!!
5. Ostateczny termin, jaki ma właściciel budynku na papierkowe załatwienie tej sprawy, upływa 30.04.2013, czyli na wiosnę!!! Wszystko jest gotowe, pozostaje jedynie wystawienie opinii przez kominiarza.


Kto odpowiada za taki bałagan??? Czy wobec takiego stanu wolno palić w piecu, czy też nie? Jeżeli zdarzy się tragedia, to kogo będzie ścigał Pan Prokurator??? Najemcę, który musi palić w piecu w okresie zimowym, bo są mrozy? Czy też… no właśnie kogo???


Tak wygląda powszechnie znany sposób instytucji, na nadgorliwców. Najczęściej jesteśmy to my, dziennikarze. Czasem zdarzy się jakiś odważny społecznik zwany „głupcem” i „szaleńcem”. Ta historia pokazuje marazm urzędniczy, spychologię, brak konkretnych działań, mimo że upłynęło pięć miesięcy od chwili zgłoszenia awarii.  Nie ulega wątpliwości, że problem tak prosty rozwiązałby chłop sposobem chłopskim, szybko, sprawnie i bezproblemowo. Po co armia urzędnicza, która komplikuje życie zamiast je upraszczać, a na dodatek wspólnie jeszcze płacimy za takie „rządzenie”? Jest to sprawdzana przez lata metoda „na przetrzymanie”, żeby nadgorliwiec ostatecznie się zmęczył, opuścił bezradnie ręce i dał sobie spokój. Najważniejsze, że komin DMUCHA JAK DMUCHAŁ, a kominiarzowi GUZIKÓW NA SZCZĘŚCIE NIE ZABRAKNIE.


Piela Mirosław


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Akceptuję regulamin zamieszczania opinii w serwisie i wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Redakcję „GŁOS BIESZCZADZKI” moich danych osobowych dla celów związanych z zamieszczeniem mojej opinii w serwisie.
Redakcja „GŁOS BIESZCZADZKI”, informuje że zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy z dnia 29 sierpnia 1997r. o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, a ponadto Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.