W dzisiejszym świecie rodzi się coraz
więcej dzieci chorych, niepełnosprawnych z różnymi deficytami. Po części jest
to wynik postępu medycyny, która pozwala ratować dzieci coraz bardziej chore,
jak również zanieczyszczonego środowiska, skażonej żywności, wody czy nie
przebadanych dokładnie leków powodujących różnego rodzaju wady rozwojowe płodów
ludzkich. Przychodzą więc na świat maleńkie istoty, które już na starcie
zostały skrzywdzone przez los, a ich późniejsze życie wcale nie jest lepsze.
Pierwsze miesiące to zazwyczaj heroiczna walka o ich życie, prawidłową diagnozę
a następnie leczenie i rehabilitacja, które niestety często są nieskuteczne lub
połowiczne.
Zdesperowani rodzice zazwyczaj
jeżdżą od lekarza do lekarza, w poszukiwaniu pomocy dla swoich dzieci a może
przede wszystkim nadziei dla nich samych, że ich dzieci będą jeszcze kiedyś
zdrowe. Ta nadzieja jakże nieraz naiwna, a nawet mówiąc trywialnie głupia, jest
dla tych ludzi wewnętrznym silnikiem, który dodaje im sił w zmaganiu się z
życiem, nieprzyjaznym otoczeniem oraz kalectwem własnego dziecka. Nierzadko się
zdarza, że tej ogromnej odpowiedzialności nie potrafią sprostać obydwoje z
rodziców i wtedy oprócz choroby i kalectwa mamy rozbitą rodzinę, w której najczęściej
matka pozostaje z całym bagażem problemów.
Tak
skomplikowaną sytuację życiową ludzi z dziećmi niepełnosprawnymi jeszcze
bardziej pogarsza postawa naszego społeczeństwa wobec niepełnosprawności.
Oficjalnie wszyscy deklarujemy pomoc osobom chorym, niepełnosprawnym, chętnie
uczestniczymy w różnych akcjach gdzie zbiera się pieniądze na sprzęt medyczny,
leki i pomoc chorym. Niestety jest to tylko listek figowy, którym chcemy
przykryć nasz prawdziwy stosunek do osób niepełnosprawnych. Wydaje się nam, że
za pomocą nierzadko niewielkiej kwoty uspokoimy nasze sumienie i spełnimy nasz
obowiązek wobec ludzi potrzebujących pomocy.
Większość z nas panicznie boi się niepełnosprawności, nie chcemy jej
oglądać na co dzień, ponieważ zakłóca nasze poczucie estetyki, harmonii a może
najbardziej burzy tzw. „święty spokój”. Z tej też przyczyny niepełnosprawność
wywołuje w wielu osobach odruch politowania, nieraz niechęci a coraz częściej
agresji.
Przykładem
takiej postawy niech będą dwie niżej przytoczone autentyczne historie.
W jednym z wielkich marketów
matka wkłada do wózka na zakupy swoje czteroletnie dziecko. Chłopiec kaprysi,
płacze i zwraca na siebie uwagę innych kupujących. W pewnym momencie jeden z
mężczyzn robiących zakupy zaczyna strofować matkę chłopca, co to za zwyczaje,
żeby takie duże dziecko w wózku przewozić, przecież wózek służy do czego
innego, czego matka dziecka nie uciszy bo innym przeszkadza. Reakcja matki
dziecka na takie zachowanie była dosyć zaskakująca i raczej rzadko spotykana.
Podniesionym ze zdenerwowania głosem oznajmiła temu panu, żeby zanim zacznie kogokolwiek
pouczać niech najpierw zapyta dlaczego to dziecko siedzi w wózku, bo gdyby
spytał to wiedziałby że to dziecko jest chore. Oburzona kobieta powiedziała, że
w cywilizowanych społeczeństwach ludziom chorym i niepełnosprawnym pomaga się, a nie tak jak on krytykuje i
utrudnia im życie. Na koniec dorzuciła, że jest jej bardzo przykro, że człowiek
może tak traktować drugiego człowieka, a tym bardziej chore dziecko. Cisza,
która zapadła w sklepie była bardzo wymowna, speszony mężczyzna mrucząc coś pod
nosem szybko oddalił się w głąb sklepu.
Drugie
wydarzenie miało miejsce w warszawskim tramwaju, do którego wsiadła z wózkiem
młoda kobieta. W wózku siedział sześcioletni chłopiec, który po chwili zaczyna
bardzo głośno płakać, a niekiedy wręcz wrzeszczeć. Stojący obok pasażerowie w
niewybredny, a nawet chamski sposób zwracają kobiecie uwagę, żeby uciszyła „wrzeszczącego
bachora”, że jak nie umie dziecka wychować to niech piechotą chodzi, jakim
prawem te wrzaski mają im przeszkadzać. W tramwaju znajduje się lekarka –
neurolog, która próbuje wytłumaczyć pasażerom, że to dziecko jest chore a jego
choroba objawia się krzykiem. Niestety, nie na wiele się to zdało, kilka osób
stojących obok zaprzestało komentarzy, ale ci którzy byli w pobliżu kobiety z
dzieckiem nadal nie szczędzili jej przykrych słów. Matka dziecka z trudem
panując nad łzami wysiadła na następnym przystanku, aby nie narażać się na
dalsze komentarze.
Opisane
przypadki pokazują jak straszliwa znieczulica panuje w naszym społeczeństwie
wobec ludzi chorych i niepełnosprawnych. Takie zachowania powodują, że rodziny
dzieci i dorosłych niepełnosprawnych zamykają się w swoich domach, nie widać
ich na ulicach, sklepach czy w kościołach. Nie chcą narażać swoich bliskich i
siebie na dodatkowe nieprzyjemności.
Zróbmy
więc rachunek sumienia jak my traktujemy osoby niepełnosprawne. Czy nie ma w
nas tej fałszywej litości, która każe nam z jednej strony współczuć tym ludziom,
a tak naprawdę cieszymy się, że nas nie dotknęło nieszczęście
niepełnosprawności? Czy osoba niepełnosprawna nie budzi w nas negatywnych
emocji? Czy śliniące się dziecko z
otwartą buzią nie wywołuje odruchu obrzydzenia? Jak mocno zakorzeniony jest w
naszym społeczeństwie brak akceptacji dla chorego i niepełnosprawnego
człowieka? Czy my Polacy jesteśmy zdolni do tego, aby wznieść się ponad swoje
niedoskonałości i ze zrozumieniem potraktować osobę niepełnosprawną? Bardzo bym
chciała, aby tak było.
Ewa Sudoł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Akceptuję regulamin zamieszczania opinii w serwisie i wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Redakcję „GŁOS BIESZCZADZKI” moich danych osobowych dla celów związanych z zamieszczeniem mojej opinii w serwisie.
Redakcja „GŁOS BIESZCZADZKI”, informuje że zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy z dnia 29 sierpnia 1997r. o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, a ponadto Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.