„Urodziłem
się na dnie jeziora, można tak powiedzieć. Mama nie była też prekursorką
rodzenia w wodzie. Jednak tam gdzie dzisiaj jest zalew -150 metrów od promu, w
prawo w kierunku Wołkowyi -tam był mój dom rodzinny. Na tzn. „przysiółku
podleszczyny” w Polańczyku, na drodze Solina-Wołkowyja.” – mówi Wiesław
Matuszewski, właściciel Ośrodka Wypoczynkowego „Cypel” w Polańczyku. Prawie
dwudziestoletnie doświadczenie w biznesie turystycznym, sprawiło że dzisiaj z
Panem Wiesławem możemy rozmawiać o kompleksowej obsłudze nawet najbardziej
wymagającego turysty.
Puls
Bieszczadów: Jak dalece i od kiedy jest Pan związany z Polańczykiem?
W roku 1966 zostaliśmy przesiedleni,
w związku z planami budowy Zapory w Solinie. Ja i moje rodzeństwo urodziło się
jeszcze w domu, w miejscu gdzie teraz jest Zalew. Dwóch moich najmłodszych
braci rodziło się już szpitalu. Moi rodzice w związku z przesiedleniem, dostali
odszkodowanie wedle zasady im młodszy dom tym mniejsze odszkodowanie. Ponieważ część
materiału można było wykorzystać do konstrukcji nowego domu. Miałem wtedy 5 lat
i do dzisiaj wraz z pięciorgiem rodzeństwa mieszkam tutaj, w Polańczyku.
P.B.
: Jak narodził się pomysł prowadzenia turystyki na tym terenie?
W roku 1993 poznałem swoją żonę i
wtedy też, rodzice rozpisali gospodarstwo rolne na całe rodzeństwo, a ja
dostałem część zmieni nad Jeziorem. Często bywało tak, że uprawiając na tym
terenie ziemię i zbierając siano, obserwowaliśmy grupy ludzi, którzy chodzili
nad jezioro się kąpać. Niekiedy ich przepędzano, bo turysta to była tzw.
„stonka”. Z czasem postanowiliśmy takie „dzikie biwakowanie”, przekształcić na
legalną turystykę. W związku z tym, że w starym systemie ten teren przewidziany
był na inwestycję kempingową, nie miałem żadnych utrudnień przy rozpoczynaniu
działalności.
P.B.:
Jak wyglądały początki?
Zaczynaliśmy bardzo skromnie. Tutaj
nie było nic, prócz szczerego pola. Przypominam sobie takie zdarzenie, gdzie w
jesieni zebraliśmy ziemniaki, a na wiosnę w tym samym miejscu stały namioty. W
związku z tym ziemniaki które zostały, rosły przy namiotach. Turyści dbali o
nie, i z zadowoleniem z nich korzystali. Jednak w czasie deszczu, robiło się
istne bagno. Ziemia był orna, nieutwardzona. W pierwszym roku nie mieliśmy
prądu, mieliśmy jedynie wodę. Nie było w ogóle zadrzewienia co sprawiało, że
jak było gorąco turyści odchodzili.
I tak z roku na rok inwestowaliśmy w
to pole namiotowe. Nowe ubikacje, nowe umywalnie i natryski. Budynek baru,
recepcji i budynek gospodarczy. Wyłożenie otoczenia kostką brukową.
Natomiast w 2010 roku powstał pomysł
wybudowania apartament owca, który stworzył turystom możliwość, lepszego
wypoczynku. Komfortowego, o wyższym standardzie. Czasem bywa tak, że ktoś
mieszka sobie na campingu a rodzice tych osób mieszkają w apartamencie.
P.B.:
Jak na dzień dzisiejszy wygląda oferta turystyczna?
Mamy pole namiotowe, pokoje,
apartamenty, wypożyczalnie rowerków wodnych, łódek, kajaków. Sprzęt wodny
zakupiłem za pomocą programu SAPARD, na 48 000 zł. brutto. Z tego programu
zakupiłem 10 kajaków, 5 rowerków wodnych i 5 łódek. Już drugi rok sukcesywnie
funkcjonuje bar.
I sukcesywnie, jeżeli widzę że jest
oczekiwanie i zapotrzebowanie i są kolejki. Staram się na bieżąco spełniać
wymagania tego turysty. Stwarzamy mu takie warunki, by jak już przyjedzie to by
zagościł jak najdłużej i przyjechał po raz kolejny.
P.B.:
Widać, że cały kompleks jest bardzo dobrze oznakowany? Czy rzeczywiście służy
to organizacji?
Tak, osoby zapoznają się z
regulaminem ośrodka, podpisują się pod nim. Ludzie uczą przestrzegania zasad i
brania odpowiedzialności. Muszą mieć napisane czarno na białym, że jest cisza
nocna, że muzykę słucha się tylko dla siebie, że nie można śmiecić. Takie
informacje nie mogą być tylko w jednym punkcie ustawione. Muszą być w wielu
miejscach i wtedy za którymś razem dotrą do turysty.
P.B.:
A co jeśli nie egzekwuje regulaminu.
Zdarzają się takie przypadki, ale
rzadko. Jednak wtedy takim osobom dla dobra ogółu, dziękujemy. My dbamy o
spokój i bezpieczeństwo każdego turysty i dzięki temu cieszymy się dobrą opinią.
P.B.:
Czy posiada Pan turystów, którzy przyjeżdżają tutaj już któryś raz z kolei?
Tak oczywiście, mam takich którzy
wracają 19 lat pod rząd, 15 czy nawet 10 lat. Oni nie chcą innego miejsca w
Polsce tylko tutaj. Niektóre miejsca są nazwane nawet ich nazwiskami. Oni są
tutaj dla nas już niemal jak rodzina. Mam paru takich, którzy nawet chętnie mi
pomagają.
P.B.:
Wiemy że ostatni sezon, ze względu na ulewny lipiec nie były zachwycające dla
właścicieli turystyk. Jak wyglądało to u Pana?
Był to jeden z najgorszych sezonów i
naprawdę kiepski rok. Miałem 10% obłożonych miejsc. Sierpień był nieco lepszy,
ale i tak straty były odczuwalne. Kiedyś jeszcze było inaczej, turysta nie był
aż tak wymagający. Posiedział pod zadaszeniem i czekał na słońce. Dzisiaj wyjdzie
mała chmurka i on wyjeżdża, bo po co ma płacić skoro on to samo może robić w
domu. Jeszcze gdyby była dla niego jakaś dodatkowa rozrywka, prócz zapory to
inna rzecz. Niestety pod tym względem jest po prostu źle.
P.B.:
Czy pamięta Pan tzw. złote czasy w swojej działalności turystycznej?
Tak, jeszcze na początku
działalności. Kiedy tak jak mówiłem, turysta był mniej wymagający. praca była
przyjemniejsza bo i obowiązków było dużo mniej. Nie było telefonów komórkowych,
nikt się nie spieszył to i życie było przyjemniejsze. Niektórzy goście nawet
wspominają z sentymentem te czasy, kiedy koło drewnianego „kibla” mucha sielsko
brzęczała. Dzisiaj wszystko wygląda inaczej,
i dużo więcej tego wszystkiego na głowie.
P.B.:
Czy ma Pan jeszcze jakieś pomysły na rozwój swojej działalności?
Tak, brakuje mi jeszcze takich
urządzeń, kiedy przyjeżdża gość kamperem albo przyczepą, miał możliwość
bezpośredniego połączenia z wodą i przede wszystkim zrzutu ścieków. Tak, żeby
nie robić nowych przepompowni grawitacyjnie, przynajmniej 10 stanowisk planuje
przygotować z podłączeniem do wody i zrzutem ścieków. Tak jest już na Zachodzie. Jest to jednak
duża inwestycja i pewnie jeszcze trochę będę na nią pracował.
Natomiast może już w przyszłym
sezonie uda mi się za zgodą z Elektrowni stworzyć basen. Basen składany, który zatrzymałby
rodziny z małymi dziećmi do pozostania w moim ośrodku.
Małgorzata Mołczan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Akceptuję regulamin zamieszczania opinii w serwisie i wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Redakcję „GŁOS BIESZCZADZKI” moich danych osobowych dla celów związanych z zamieszczeniem mojej opinii w serwisie.
Redakcja „GŁOS BIESZCZADZKI”, informuje że zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy z dnia 29 sierpnia 1997r. o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, a ponadto Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.