środa, 30 stycznia 2013

„Zacząłem uprawiać turystów na tej zmieni” – pole namiotowe, pokoje, apartamenty, wypożyczalnia sprzętu wodnego





„Urodziłem się na dnie jeziora, można tak powiedzieć. Mama nie była też prekursorką rodzenia w wodzie. Jednak tam gdzie dzisiaj jest zalew -150 metrów od promu, w prawo w kierunku Wołkowyi -tam był mój dom rodzinny. Na tzn. „przysiółku podleszczyny” w Polańczyku, na drodze Solina-Wołkowyja.” – mówi Wiesław Matuszewski, właściciel Ośrodka Wypoczynkowego „Cypel” w Polańczyku. Prawie dwudziestoletnie doświadczenie w biznesie turystycznym, sprawiło że dzisiaj z Panem Wiesławem możemy rozmawiać o kompleksowej obsłudze nawet najbardziej wymagającego turysty.

Puls Bieszczadów: Jak dalece i od kiedy jest Pan związany z Polańczykiem?

W roku 1966 zostaliśmy przesiedleni, w związku z planami budowy Zapory w Solinie. Ja i moje rodzeństwo urodziło się jeszcze w domu, w miejscu gdzie teraz jest Zalew. Dwóch moich najmłodszych braci rodziło się już szpitalu. Moi rodzice w związku z przesiedleniem, dostali odszkodowanie wedle zasady im młodszy dom tym mniejsze odszkodowanie. Ponieważ część materiału można było wykorzystać do konstrukcji nowego domu. Miałem wtedy 5 lat i do dzisiaj wraz z pięciorgiem rodzeństwa mieszkam tutaj, w Polańczyku.

P.B. : Jak narodził się pomysł prowadzenia turystyki na tym terenie?

W roku 1993 poznałem swoją żonę i wtedy też, rodzice rozpisali gospodarstwo rolne na całe rodzeństwo, a ja dostałem część zmieni nad Jeziorem. Często bywało tak, że uprawiając na tym terenie ziemię i zbierając siano, obserwowaliśmy grupy ludzi, którzy chodzili nad jezioro się kąpać. Niekiedy ich przepędzano, bo turysta to była tzw. „stonka”. Z czasem postanowiliśmy takie „dzikie biwakowanie”, przekształcić na legalną turystykę. W związku z tym, że w starym systemie ten teren przewidziany był na inwestycję kempingową, nie miałem żadnych utrudnień przy rozpoczynaniu działalności.

P.B.: Jak wyglądały początki?

Zaczynaliśmy bardzo skromnie. Tutaj nie było nic, prócz szczerego pola. Przypominam sobie takie zdarzenie, gdzie w jesieni zebraliśmy ziemniaki, a na wiosnę w tym samym miejscu stały namioty. W związku z tym ziemniaki które zostały, rosły przy namiotach. Turyści dbali o nie, i z zadowoleniem z nich korzystali. Jednak w czasie deszczu, robiło się istne bagno. Ziemia był orna, nieutwardzona. W pierwszym roku nie mieliśmy prądu, mieliśmy jedynie wodę. Nie było w ogóle zadrzewienia co sprawiało, że jak było gorąco turyści odchodzili.

I tak z roku na rok inwestowaliśmy w to pole namiotowe. Nowe ubikacje, nowe umywalnie i natryski. Budynek baru, recepcji i budynek gospodarczy. Wyłożenie otoczenia kostką brukową.
Natomiast w 2010 roku powstał pomysł wybudowania apartament owca, który stworzył turystom możliwość, lepszego wypoczynku. Komfortowego, o wyższym standardzie. Czasem bywa tak, że ktoś mieszka sobie na campingu a rodzice tych osób mieszkają w apartamencie.

P.B.: Jak na dzień dzisiejszy wygląda oferta turystyczna?

Mamy pole namiotowe, pokoje, apartamenty, wypożyczalnie rowerków wodnych, łódek, kajaków. Sprzęt wodny zakupiłem za pomocą programu SAPARD, na 48 000 zł. brutto. Z tego programu zakupiłem 10 kajaków, 5 rowerków wodnych i 5 łódek. Już drugi rok sukcesywnie funkcjonuje bar.
I sukcesywnie, jeżeli widzę że jest oczekiwanie i zapotrzebowanie i są kolejki. Staram się na bieżąco spełniać wymagania tego turysty. Stwarzamy mu takie warunki, by jak już przyjedzie to by zagościł jak najdłużej i przyjechał po raz kolejny.

P.B.: Widać, że cały kompleks jest bardzo dobrze oznakowany? Czy rzeczywiście służy to organizacji?

Tak, osoby zapoznają się z regulaminem ośrodka, podpisują się pod nim. Ludzie uczą przestrzegania zasad i brania odpowiedzialności. Muszą mieć napisane czarno na białym, że jest cisza nocna, że muzykę słucha się tylko dla siebie, że nie można śmiecić. Takie informacje nie mogą być tylko w jednym punkcie ustawione. Muszą być w wielu miejscach i wtedy za którymś razem dotrą do turysty.

P.B.: A co jeśli nie egzekwuje regulaminu.

Zdarzają się takie przypadki, ale rzadko. Jednak wtedy takim osobom dla dobra ogółu, dziękujemy. My dbamy o spokój i bezpieczeństwo każdego turysty i dzięki temu cieszymy się dobrą opinią.

P.B.: Czy posiada Pan turystów, którzy przyjeżdżają tutaj już któryś raz z kolei?

Tak oczywiście, mam takich którzy wracają 19 lat pod rząd, 15 czy nawet 10 lat. Oni nie chcą innego miejsca w Polsce tylko tutaj. Niektóre miejsca są nazwane nawet ich nazwiskami. Oni są tutaj dla nas już niemal jak rodzina. Mam paru takich, którzy nawet chętnie mi pomagają.

P.B.: Wiemy że ostatni sezon, ze względu na ulewny lipiec nie były zachwycające dla właścicieli turystyk. Jak wyglądało to u Pana?

Był to jeden z najgorszych sezonów i naprawdę kiepski rok. Miałem 10% obłożonych miejsc. Sierpień był nieco lepszy, ale i tak straty były odczuwalne. Kiedyś jeszcze było inaczej, turysta nie był aż tak wymagający. Posiedział pod zadaszeniem i czekał na słońce. Dzisiaj wyjdzie mała chmurka i on wyjeżdża, bo po co ma płacić skoro on to samo może robić w domu. Jeszcze gdyby była dla niego jakaś dodatkowa rozrywka, prócz zapory to inna rzecz. Niestety pod tym względem jest po prostu źle.

P.B.: Czy pamięta Pan tzw. złote czasy w swojej działalności turystycznej?

Tak, jeszcze na początku działalności. Kiedy tak jak mówiłem, turysta był mniej wymagający. praca była przyjemniejsza bo i obowiązków było dużo mniej. Nie było telefonów komórkowych, nikt się nie spieszył to i życie było przyjemniejsze. Niektórzy goście nawet wspominają z sentymentem te czasy, kiedy koło drewnianego „kibla” mucha sielsko brzęczała. Dzisiaj wszystko wygląda inaczej,  i dużo więcej tego wszystkiego na głowie.

P.B.: Czy ma Pan jeszcze jakieś pomysły na rozwój swojej działalności?

Tak, brakuje mi jeszcze takich urządzeń, kiedy przyjeżdża gość kamperem albo przyczepą, miał możliwość bezpośredniego połączenia z wodą i przede wszystkim zrzutu ścieków. Tak, żeby nie robić nowych przepompowni grawitacyjnie, przynajmniej 10 stanowisk planuje przygotować z podłączeniem do wody i zrzutem ścieków.  Tak jest już na Zachodzie. Jest to jednak duża inwestycja i pewnie jeszcze trochę będę na nią pracował.
Natomiast może już w przyszłym sezonie uda mi się za zgodą z Elektrowni stworzyć basen. Basen składany, który zatrzymałby rodziny z małymi dziećmi do pozostania w moim ośrodku.

Małgorzata Mołczan 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Akceptuję regulamin zamieszczania opinii w serwisie i wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Redakcję „GŁOS BIESZCZADZKI” moich danych osobowych dla celów związanych z zamieszczeniem mojej opinii w serwisie.
Redakcja „GŁOS BIESZCZADZKI”, informuje że zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy z dnia 29 sierpnia 1997r. o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, a ponadto Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.